poniedziałek, 27 maja 2013

14. Finał.

25 maja, 2013. 
Borussia Dortmund w finale Ligi Mistrzów. Chociaż to dzisiaj miało odbyć się decydujące starcie, a kto zmierzy się o puchar było wiadomo od miesiąca, to mimo tego wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Niezależenie od wyniku byłam dumna z Marco, Lewego oraz reszty, że udało im się zajść tak daleko, kiedy kibice innych klubów śmiali się pod nosem, zaś "eksperci" rozwodzili się na samym początku jak to Borussia będzie się bić o Ligę Europejską z Ajaxem Amsterdam. Fakt, po pierwszych meczach niektórzy zaczęli wierzyć w to, iż dziennikarze mają racje, ale późniejsze mecze przeciwko Realowi, Szachtarowi i Maladze pokazały, jakim wspaniałym klubem jest Borussia Dortmund.
Razem z Wojtkiem odliczaliśmy godziny do rozpoczęcia meczu. Z każdą minutą było coraz bliżej, a napięcie i zdenerwowanie rosło. 
Świadomość tego, że ja i Reus jesteśmy w jednym mieście napawała mnie takim dziwnym uczuciem. Taką nieopisaną radością i motylkami w brzuchu, jakbym znowu miała 14 lat i zauroczyła się po raz pierwszy. W rzeczywistości tak trochę było: od ponad miesiąca dzwoniliśmy do siebie niemal bez przerwy, gadając jak za starych dobrych czasów, jak zakochana w sobie para kundli. 
Hymn Ligi Mistrzów. Borussia Dortmund kontra Bayern Monachium. Dwa czołowe kluby Bundesligi naprzeciw siebie w starciu o najbardziej prestiżową nagrodę klubowych rozgrywek w piłce nożnej. Zwycięzca może być tylko jeden. 
Początek meczu ku zdziwieniu wszystkich zebranych na stadionie, mnie samej, a przede wszystkim graczy Monachijczyków, należał do BVB. Niestety, żadnej wypracowanej okazji nie udało się wykorzystać, a wynik po 1 połowie wynosił 0:0. W drugiej odsłonie Bawarczycy zaczęli dominować i udało im się wyjść na prowadzenie po golu Mandzukicia.
Cała w nerwach oglądałam pojedynek, modląc się, aby w końcu któryś z czarno-żółtych zdobył bramkę. Wtem Dante brutalnie potraktował Marco w polu karnym, a sędzia nie wahał się, żeby dać mu żółtą kartkę oraz podyktować jedenastkę, do której podszedł Ilkay i pewnie ją wykorzystał.
- Jak spotkam Dante to mu nogi z dupy powyrywam - syknęłam wściekle, widząc powtórkę faulu. - Co ja gadam! Nie tylko nogi mu wyrwę.
Wojtek pokręcił głową z rozbawieniem, nie komentując moich słów. Byliśmy wpatrzeni w ekran, to co się działo na Wembley, z nadzieją, że Borussia jest w stanie strzelić drugiego gola. 
Końcówka meczu rozwiała wszystko. Robben strzelił gola dla Bayernu i spotkanie zakończyło się rezultatem 2:1. 
Ścisnęłam dłoń Szczęsnego, zaciskając mocno powieki, żeby nie uronić łez. Gdy otworzyłam oczy ukazał mi się najgorszy widok na świecie: Marco, który padł na murawę, zapłakany i zrozpaczony. Niedowierzający jak reszta drużyny. Czułam, jakby ktoś skopał mnie po twarzy, a i to nie byłoby dla mnie tak druzgoczące, jak widok łez najważniejszej osoby w moim życiu.
- To takie niesprawiedliwe! - powiedziałam, wtulając się w przyjaciela. - Nie mogę na to patrzeć, to wszystko tak bardzo boli.
- Mała, powinnaś być z nich dumna. Są wspaniałą drużyną, a Bayern niech sobie wsadzi puchar tam, gdzie słońce nie dochodzi - rzekł, po chwili dodał: - Oczywiście, miałem na myśli szafę. Bo znowu powiesz, że jestem wulgarny.
- Jestem dumna. To moje chłopaki. Moi czarno-żółci - wyszeptałam łamiącym się głosem. Nagle poczułam ogromny ścisk w brzuchu. - Boże, Wojtek!
- Kaja? Kaja, co się dzieje?

*

- Halo?
- Cześć, Lewy. Słuchaj...
- Wojtek, nie mam ochoty teraz rozmawiać. Zadzwoń jutro.
- Kurwa, słuchaj mnie! Kaja jest w szpitalu. Zabieraj Reusa i przyjeżdżajcie do szpitala świętego Tomasza.

*

Gdy otworzyłam oczy musiałam przyzwyczaić się do oślepiającego światła szpitalnej lampy. Rozejrzałam się wokoło: jasne ściany pomieszczenia mnie tylko dołowały. Podniosłam się na łokciach, żeby wszystko lepiej widzieć i zobaczyłam śpiącego w fotelu Marco. Po chwili drzwi otworzyły się, a do środka wszedł lekarz, a za nim Robert wraz z Wojtkiem, budząc przy tym Reusa. Gdy spostrzegli, że już nie śpię od razu do mnie podeszli i zaczęli zadawać mnóstwo pytań. W woli ścisłości Robert to robił, Wojtek się szczerzył, a ten niemiecki blondas patrzył, jakby nie dowierzał. Miałam ochotę wygonić ich wszystkich, żeby pobyć sam na sam z nim, ale pierw musiałam odpowiedzieć doktorowi na kilka pytań, wyjaśnił mi, że to przemęczenie albo emocje pomeczowe oraz że dziecku nic nie grozi. Przy tym ostatnim odetchnęłam z ulgą. 
Kiedy mężczyzna wyszedł, odbyłam krótką rozmowę z Szczęsnym i Lewandowskim, po czym dałam im jasno do zrozumienia, żeby się ulotnili. Brunet zrozumiał aluzję bez problemu, z Kanonierem było nieco gorzej, lecz w końcu wyszli.
Marco usiadł na krześle stojącym obok mojego łóżka. Jego zatroskana i smutna mina omal nie doprowadziła mnie po raz kolejny do płaczu. Przejechałam dłonią po jego policzku, delikatnie, ocierając opuszkami palców miejsce, gdzie kilka godzin temu spływały łzy z powodu przegranej.
- Tak bardzo mi przykro - wydusiłam z siebie. 
- Mi też, ale będzie czas żeby pomówić o tym później - odparł, ujmując moją dłoń i splatając nasze palce razem. - Jak się czujesz?
- O wiele lepiej, bo tu jesteś - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.
- Przepraszam za wszystko. Za moją naiwność, kłamstwa, Sarę - wyrzucił z siebie. - Zerwałem z nią kontakt. 
- Dlaczego się tak zachowywałeś? 
- Po prostu na niej czy na Carolin raz się już przejechałem, więc gdybym zrobił to znowu to nawet bym się tym nie przejął - wyznał. - Co innego z tobą. Przestraszyłem się. Poprzednim razem zaangażowałem się za bardzo i wszyscy wiemy, jak to się skończyło.
- Nigdy bym cię nie zawiodła.
- Teraz to wiem.
Nachylił się nade mną i złożył na moich ustach czuły pocałunek. Moje serce oblało się falą ciepła. Znowu był mój, tylko mój. Nie musiałam się z nikim nim dzielić. 

*

Wiecie, miałam nadzieję, że środek rozdziału będzie inny. Wojtek zadzwoniłby do pijanego Lewego, który ledwo będzie kontaktować. Szkoda. Co tu dużo mówić? Jestem cholernie dumna z chłopaków. Przykro mi, że niektórzy nie potrafią docenić tego, jakim wspaniałym klubem jest Borussia Dortmund. Ich strata, ja wierzę, że będziemy jeszcze silniejsi. 
Został jeszcze tylko epilog... :).
Zapraszam na moje 2 pozostałe blogi:
dlon-aniola.blogspot.com - o Sahinie.
it-is-about-us.blogspot.com - "przyszłość" BVB. :)
Ano i planuję kolejne Reusowe opowiadanie, don't worry!

15 komentarzy:

  1. To już koniec:(Miałam nadzieję że jeszcze będzie kilka rozdziałów:( No ale cóż jeszcze jest dłoń anioła:)Ten drugi dopiero zacznę czytać ale mam nadzieję że dziś to odrobię:)
    Pozdrawiam i życzę weny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. awwwwwwwwwwwwwwwwwwwww <3
    Nigdy nie kończ pisać! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to tylko epilog? To już koniec? No nie mów, tak się przywiązałam do tego opowiadania, płakałam po poprzedniej części i teraz będzie jeszcze gorzej ;< Oczywiście dlatego, że blog jest cudowny i nie potrafię się z nim rozstać.
    Rozdział fantastyczny, jak zwykle :* Cieszę się, że i Marco i Kai wszystko dobrze, na pewno będą już szczęśliwi <3.
    A co do meczu to jestem dumna z chłopaków, mecz był niesamowity, za każdym razem gdy o nim myślę to płaczę. Ale tak jak wspomniałam rozpiera mnie duma i wierzę, że czeka nas jeszcze niejeden finał <3.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mama mojej koleżanki stwierdziła że ten puchar ma spaść Neurowi na ten pusty łeb ;__; Płakałam przez całą noc, a ty mi to jeszcze teraz przypomniałaś. I tak jestem z nich dumna. Przecież nikt sie nie spodziewał że pokonają Real, ten Real Madryt, tą Malagę z którą w 88 minucie, jeszcze przegrywali 1:2... A jednak. I choć płakałam i tak jestem zadowolona bo doszli tak daleko. Oj Kajka, Kajka. Ciesze się że pogodzili się z Marco. To było takie słodkie <3 Szczęsny "tam gdzie słońce nie dochodzi" ahahaha przy tym padłam ;p
    Czekam oczywiście na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No dzięki za przypomnienie mi o pomeczowych emocjach....;( Nie no, co ja gadam. Jestem z nich tak bardzo DUMNA. Co do rozdziału.... Co ja mogę powiedzieć? Wspaniały jak zwykle, nigdy nie przestawaj pisać!
    @bvbiebs

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze tylko epilog :( ? Nie żeby coś, ale ten puchar fuszerka trochę, jakby plastikowy był XD Duma i tak jest wielka, nikt na nas nie stawiał, a wygraliśmy granie w finale! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. no fenomenalne to jest dziewczyno ! jestem zauroczona Twoim talentem. jak się cieszę że są znów razem.
    boże nie mogę w to uwierzyć nadal że przegrali, bo nie zasłużyli na coś takiego.ale mimo wszystko jestem z nich tak dumna bo walczyli do końca, taka jest właśnie Borussia Dortmund- nigdy się nie poddaje. jak to mówią ' dumni po zwycięstwie, wierni po porażce'
    Reusowe opowiadanie *_* już się nie mogę doczekać !
    pozdrawiam, Patrycja

    OdpowiedzUsuń
  8. Co za rozdział!
    Tak bardzo się cieszę, że Kaja i Marco są znowu razem. Dobrze, że dziecku nic nie jest i mam nadzieję, że zakończenie będzie szczęśliwe.
    Również jestem dumna z piłkarzy, że zaszli tak daleko i zawsze dawali z siebie 100% :D
    Cieszę się, że planujesz kolejnego bloga o Reusie bo obie części ich-liebe-bvb były wprost cudowne. Ta historia ujęła moje serce tak bardzo, że trudno będzie mi się rozstać z przygodami tej dwójki.
    Pozdrawiam i czekam na epilog :*

    OdpowiedzUsuń
  9. No cóż wszystko co dobre, szybko się kończy. Szkoda, chłopaków, ale ja wierzę że to nie jest ich ostatnie zdanie :)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, chociaż żal, że to już koniec.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest cudowny boski kocham to ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Błagam! To żart z tym epilogiem?
    Ten rozdział był taki...Wzruszający! Szczerze mówiąc to byłam przekonana, że ona już urodzi ;p
    A sama myśl o tym finale i smutek chłopaków zaraz po gwizdku, przyprawia mnie o dreszcze. Nie chcę nawet o tym rozmyślać...

    OdpowiedzUsuń
  12. Szkoda, że już koniec! :<
    Rozdział zajebisty! Wzruszyłam się :3
    Czekam na ten epilog!
    Zapraszam do mnie http://bvbstory.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja to zawsze jak trafię na jakąś fajną historie to na sam koniec. Widzę jednak, że masz plany na coś nowego z Reusem więc tam na pewno będę :D
    Co do powyższego rozdziału to jest świetny. Nadrobiłam wszystkie i nawet poprzednią część i kocham Kaje. Kocham ją bo tak samo jak ona uciekam od problemów i jestem mega zazdrosna. Twojego Marco też kocham bo jest opiekuńczy i ma dzikie pomysły. Czekam na ten epilog i mam nadzieje, że będzie pięknym zakończeniem tej świetnej historii.
    Co do finału to jestem załamana i moim zdaniem BVB wcale nie jest dużo gorsze od Bayernu i denerwuje mnie jak co chwilę ktoś tak mówi. No ale cóż życie. Ja nadal będę kibicem Borussi i będę ich wspierać.
    W wolnej chwili zapraszam też do siebie :
    http://opowiadania-beth.blogspot.com/

    Jeśli możesz to poinformuj mnie o pojawieniu się epilogu :)

    OdpowiedzUsuń
  14. obie części tego bloga przeczytałam w dwa dni :) jednym słowem no zajebiste, bo takie nie sztuczne i nie przesłodzone.
    Co do finału to uważam, że za pierwszą połowę w wykonaniu BVB należy się im gol na konto. Robbenowi przez cały mecz nic nie wychodziło i jak zobaczyłam jak strzelił gola to myślałam, że nie wytrzymam nerwowo. Szczególnie, że było to '89 minuta. gdyby padła ta bramka wcześniej to nie przejmowałabym się, bo by to na pewno odrobili. Płakałam razem z Reusem ;(


    P.S. serdecznie zapraszam na moje pierwsze opowiadanie o Borussen, a dokładnie Mario i Marco. Mile widziany komentarz z opinią ;*
    www.wojskowe.blogspot.com

    POZDRAWIAM, Evva ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Szkoda, że to już koniec :c Uzależniłam się od twojego bloga ;) A przy przedostatnim rozdziale się na maksa wzruszyłam. O finale wolę nie wspominać, bo na samą myśl łza się kręci w oku, ale nie dlatego, że przegrali, nie chodzi mi o puchar, ale o to że byli tak blisko, bardzo blisko, ale zawsze znajdzie się taki ktoś kto to spieprzy. Bywa. Ale mimo wszystko dalej będą moją miłością. Chyba najtrwalszą. No cóż, pozazdrościć talentu i tyle ;3 Zapraszam do mnie: cierpienie-moim-przeznaczeniem.blogspot.com
    Komentarze motywują!!!

    OdpowiedzUsuń