poniedziałek, 29 kwietnia 2013

10. Niedźwiedzie uściski.

Podniosłam powieki i obrzuciłam wzrokiem pomieszczenie - niewielka sypialnia z pomalowanymi ścianami na jasnobeżowy kolor, dwuosobowe łóżko oraz ogromna rozsuwana szafa. Wszystko było na swoim miejscu, a mimo to czułam się dziwnie nieswojo. Przeniosłam wzrok na śpiącego obok mnie blondyna, który prezentował się niezwykle uroczo z potarganą czupryną. Uśmiechając się sama do siebie pogładziłam go delikatnie po policzku, jednocześnie budząc Marco ze snu. Zamrugał kilkukrotnie, nieco zszokowany, po czym spojrzał na mnie.
- Cześć, aniele - przywitał się, obdarzając mnie czułym pocałunkiem. - Jak się czujesz?
- Lepiej - odpowiedziałam nieśmiało. - Mogę cię o coś zapytać?
- Pewnie, pytaj o co tylko chcesz.
- Dlaczego wczoraj przyjechałeś?
- Zadzwoniła do mnie sąsiadka. Powiedziała, że słyszy płacz z mojego mieszkania, więc zebrałem się najszybciej jak tylko mogłem i przyjechałem - wyjaśnił, unosząc kąciki ust ku górze. - Carolin mówiła mi o waszym spotkaniu.
- Oh. - Zwiesiłam głowę zmieszana. - Jesteś zły?
- Czemu miałbym być zły? - odparł. - Może jest mi trochę przykro. Wolałaś wyciągać wiadomości o mnie od innych, zamiast ze mną porozmawiać.
- Byłeś ostatnio zajęty kimś innym - powiedziałam urażona. - Marco, wiedziałeś dobrze, jak trudno było mi się zaangażować po przejściach z Maćkiem.
Zamknęłam oczy, a w mojej głowie pojawiły się wspomnienia sprzed kilku miesięcy. Ostatnio coraz częściej wracałam do tego, jak było dawniej.


- Kogo moje oczy widzą - usłyszałam za sobą. Nie musiałam się odwracać, ten głos poznałabym wszędzie.
- Witaj - ucałowałam go w policzek i wzięłam pod rękę. - Też wybrałeś się na przechadzkę?
- Tak, ale nie sądziłem, że cię tu spotkam - zatrzymał się nagle. - Jak się czujesz?
- Już lepiej - oznajmiłam. - Idziemy dalej?
- Może usiądziemy? Chcę o czymś z tobą porozmawiać.
Pokiwałam głową i przystałam na jego propozycję.
- Posłuchaj - przerwał na moment i westchnął. - Wiem, że dużo ostatnio przeżyłaś, ale chciałbym wiedzieć, co z nami będzie?
- Nie wiem - tylko na taką odpowiedź było mnie stać. - Chyba nie jestem gotowa na żaden związek póki co.
- Jak to? A ja? A to co przeżyliśmy? A nasze plany?
- Zrozum to, że Maciek nie chciał mi nic złego zrobić. Ja go zraniłam, zachowałam się tak, jak on parę miesięcy temu. Okłamywałam go, zdradzałam i skrzywdziłam. Nie czuję się z tym dobrze - wyznałam. Zwiesiłam głowę, bo nie mogłam znieść widoku rozczarowanego Reusa.
- Rozumiem, że gryzą cię wyrzuty sumienia, ale masz prawo być w końcu szczęśliwa - chwycił mnie za rękę i chciał zmusić do tego, żebym spojrzała na niego. - Po prostu musisz zostawić przeszłość za sobą. Mi też nie było łatwo po zerwaniu z Carolin, zwłaszcza, że to ona mnie zostawiła, chociaż już nic do niej nie czułem, bo zakochałem się w tobie a ty byłaś z Maćkiem.
- Nie byłam fair co do niego i źle mi z tym. Poza tym był dla mnie ważny, przeżyłam z nim wiele chwil i nie jestem gotowa. Przepraszam.
Zaczęłam iść alejką w stronę domu. Marco dogonił mnie i zatrzymał.
- A ja to się nie liczę? Pomyślałaś o mnie, o tym co ja czuję? Nie zamierzam być twoją zabawką na gorsze dni, jak było w przypadku waszych kryzysów - stałam jak wryta nie wiedząc co powiedzieć. - Kocham cię i nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować. Jesteś dla mnie najważniejsza.
Zarzuciłam mu ręce na szyje i pocałowałam go.
- Też cię kocham - wyznałam. - Ale daj mi trochę czasu, proszę. Skoro jestem dla ciebie ważna to uszanuj moją decyzję. Nawet jeśli się z nią nie zgadzasz.


- Ale mi również nie jest łatwo. Wiesz już, co przeżyłem z Sarą i Carolin.
- Nie jestem taka jak one. Nie ufasz mi, bawisz się mną, wolisz uciekać do byłych, które cię zawiodły, zamiast być ze mną. Przecież nigdy cię nie okłamałam, ani nie oszukałam. - Poczułam jak zbiera się we mnie szloch. - A nasze dziecko? Ono też się dla ciebie nie liczy?
- Kaja, nie mów tak! - krzyknął Reus. - Dobrze wiesz, jak bardzo kocham ciebie i nasze maleństwo. 
- Jak możesz mnie kochać, skoro mi nie ufasz? Poza tym... - urwałam na chwilę - poza tym, dochodzę do wniosku że to wszystko za szybko się potoczyło.
- Co masz na myśli? - zdziwił się.
- Znaliśmy się raptem kilka tygodni, nic o sobie nie wiedzieliśmy i poszliśmy ze sobą do łóżka. Potem zaręczyny, teraz dziecko - wyjaśniłam. - Może faktycznie powinniśmy od siebie odpocząć. 
Nie czekając na reakcję ze strony Marco szybko musnęłam jego wargi, chwilę później wstałam z łóżka i ruszyłam ku łazience. Ciepła kąpiel była mi teraz potrzebna. Gdzieś po cichu miałam nadzieję, że wraz z wodą zmyją się moje wszelkie problemy. To niestety tak nie działa, szkoda. 
Założyłam bieliznę, a potem ubrana jedynie w biały puszysty szlafrok poszłam z powrotem do naszej sypialni. Marco siedział na brzegu łóżka, jak gdyby czekał na mnie, ale ja to zignorowałam. Obserwował każdy mój ruch, jakby chciał coś z niego wyczytać. 
Blondyn podszedł do mnie z lekkim uśmiechem na twarzy, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca. Cholera, nie rób tego, nie uśmiechaj się, nie odzywaj się. Rozwiązał pasek od mojego szlafroka i położył dłoń na moim nagim brzuchu.
- Cześć, mały lub mała - powiedział - mam nadzieję, że mnie słyszysz. Bardzo cię kocham, wiesz? I twoją mamusię też - to mówiąc podniósł głowę i spojrzał na mnie. - Pamiętaj o tym, nawet jak nie będzie mnie obok.
Zaraz, zaraz, co?!
- Jak to cię nie będzie? - wyrwało mi się.
- Mówiłaś przecież coś o przerwie... - burknął pod nosem. 
- Marco, to wszystko się bardzo pokomplikowało - wymamrotałam. - Nie chcę cię stracić.
Pokiwał smętnie głową, wzdychając ciężko. Był w tak samo kiepskim stanie jak ja, więc doszłam do wniosku, że głupotą byłoby go teraz stąd wypuszczać. Chwyciłam go za nadgarstek, po czym spojrzałam mu odważnie w oczy, choć w środku cała drżałam.
- Zostań. Już na zawsze.


*

Wielkimi krokami zbliżał się rewanżowy mecz Borussii z Szachtarem. Teraz już nie było można było zagrać na remis - determinacja chłopaków osiągnęła apogeum, kciuki zaciskałam z całych sił, a w Dortmundzie nie mówiło się o niczym innym. 
Marco i ja staraliśmy się odbudowywać swoje relacje, po raz kolejny w ostatnim czasie. Dużo rozmawialiśmy, spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę grając w Fifę lub oglądając nasze ulubione filmy. Nawet pogodziłam się z tym, że mój narzeczony jest fanem Justina Biebera, a pójście na jego koncert był tylko kwestią czasu. Nie chciałam jednak cieszyć się zbyt wcześnie, bo zdawałam sobie sprawę, iż Sara tak łatwo nie odpuści. 
Poniedziałkowe popołudnie spędzałam wylegując się na kanapie Lewandowskiego, który w tym czasie krzątał się po mieszkaniu. Odkąd rano do mnie zadzwonił ciągle powtarzał o przybyciu do niego ważnego gościa i prosił, abym przy tym była. Nie mogłam zostawić Bobka w potrzebie i tak oto leżałam w jego salonie, niecierpliwie czekając aż ów gość się pojawi.
Zegarek wskazywał godzinę 18:11, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Usiadłam posłusznie, a Lewandowski pobiegł otworzyć. Chwilę później w pomieszczeniu pojawił się Robert... wraz z Wojtkiem.
- Szczęsny! - krzyknęłam radośnie i rzuciłam się Kanonierowi na szyję. - Ty wielkoludzie, tęskniłam!
- Hirte, za parę miesięcy matką zostaniesz, ogarnęłabyś się w końcu - parsknął śmiechem. Obrażona odsunęłam się od niego, czym wywołałam u niego jeszcze większy uśmiech. - No chodź, mała, tylko żartowałem.
Zachichotałam, po chwili Wojtek zamknął mnie w swoim niedźwiedzim uścisku. Naprawdę mi go brakowało, ale uświadomiłam to sobie dopiero w tamtej chwili.
- A tak w ogóle to co ty tutaj robisz? - zapytałam, gdy już siedzieliśmy w trójkę na kanapie. 
- Wiesz, drużyna jest w Monachium, a ja i tak nie zagram, więc postanowiłem obrać inny kierunek i jestem! - wyjaśnił, zerkając na Lewego. - I co Robercik? 
- Nic, Wojtuś - odparł, szczerząc się do niego. - Na ile zostajesz?
- Już chcesz się mnie pozbyć? Eh, nie dasz mi się sobą nacieszyć...

Zaśmialiśmy się i resztę wieczoru spędziliśmy na wygłupach oraz opowiadaniu sobie dziwnych, aczkolwiek zabawnych historyjek. Hitem wieczoru była anegdotka Wojtka o tym, jak Jack Wilshere zabrał Olivierowi Giroud jego ubrania, przez co ten gonił za nim przez dziesięć minut w samym ręczniku. 
Dochodziła godzina 22, kiedy Robert postanowił pójść na spoczynek. Stwierdziłam, że na mnie też już czas, więc ruszyłam ku wyjściu. 
- Poczekaj, odprowadzę cię - zaoferował się bramkarz Arsenalu i podążył za mną.
Szliśmy w milczeniu w stronę mieszkania mojego i Marco. Cieszyłam się, że mieszkamy niedaleko Roberta, do tego nie wracałam sama, ale z Wojtkiem i to mnie trochę uspokajało. Kątem oka spojrzałam na Kanoniera - uśmiech nie schodził mu z twarzy, odkąd tylko pojawił się w mieszkaniu Lewego. Zaczęłam się głowić, czy ktoś za tym nie stoi, jednak nie chciałam być za bardzo dociekliwa. Jeśli rzeczywiście tak było to mogłam się tylko cieszyć ze szczęścia swojego przyjaciela. Więc dlaczego do cholery, gdy pomyślałam o Wojtku i dziewczynie u jego boku poczułam drobne ukłucie w sercu? 
- Nie jest ci zimno? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos reprezentanta Polski. Pokręciłam przecząco głową. - Jak się czujesz? I jak z Marco?
- Ehh - westchnęłam ciężko, co nie umknęło jego uwadze. - Wolałabym o tym nie mówić.
- Kajka, co jest? - Zatrzymał się i chwycił mnie za rękę. - Nie zmuszaj mnie, żebym cię połaskotał.
- Możemy porozmawiać o tym jutro przed meczem? Wpadnij do mnie to obejrzymy razem, w końcu nie mogę iść na stadion.
- Niech będzie - zgodził się.
Stanęłam na palcach i pocałowałam Wojtka w policzek. Uśmiechnął się szeroko i pociągnął mnie w stronę mieszkania, mówiąc że kto to widział, żeby ciężarna kobieta szlajała się z nieudolnym piłkarzem po Dortmundzie. 


*

O matko, chciałabym tutaj napisać, ale moje wywody byłyby dłuższe niż rozdział. Chcę podziękować wszystkim tym, którzy trzymali za mnie kciuki na egzaminach, bo poszło mi całkiem dobrze, więc raczej nie mam na co narzekać ;). Co do transferu Mario to sama nie wiem, co jeszcze powiedzieć. Jest mi przykro, zwłaszcza jak czytam wypowiedzi Marco, w których mówi, że Goetze i tak będzie jego przyjacielem, że jest dla niego jak brat i będzie nim przez resztę życia :(. 
A jutro drugi półfinał z Realem. Boję się jeszcze bardziej niż tego pierwszego, mimo iż w środę odnieśliśmy piękne zwycięstwo nad drużyną z Hiszpanii. Ahh! Byle do 20:45. :)



W ogóle to mamy nowy bromance - LEWURI! A tutaj urocza fotka z samolotu Goetzeusa i Lewuriego, haha :D.




piątek, 19 kwietnia 2013

9. Ból.

Rozdział zawiera fragmenty z pierwszej części "Ich Liebe BVB". 
Tekst jest pisany kursywą :).

Siedziałyśmy w milczeniu czekając na swoje zamówienie. Kilka minut potem podeszła do nas wysoka dziewczyna z burzą czarnych loków okalających jej obsypaną gdzieniegdzie pieprzykami twarz. Postawiła na naszym stoliku dwie filiżanki i z życzliwością w głosie zapytała, czy coś jeszcze chcemy oprócz herbaty. Grzecznie odmówiłyśmy, więc kelnerka poszła wziąć zamówienie od siedzącej w kącie pary staruszków. W tamtej chwili im pozazdrościłam - pomimo sędziwego wieku wciąż potrafili cieszyć się swoim towarzystwem. 
Przeniosłam wzrok na Carolin, która nerwowo mieszała swoją herbatę. Jej twarz różniła się od mojej diametralnie, ale nie wyglądem, a nastrojem jaki przedstawiała. Jej zaróżowione policzki i błyszczące oczy mówiły jasno o tym, jaka była szczęśliwa. Zaś gdy ja patrzyłam w lustro widziałam zmęczoną i bladą dwudziestodwulatkę. 
- Marco był u mnie - wydusiła z siebie w końcu, przestając dumać nad napojem. - Oznajmił, że się u mnie zatrzymuje, zostawił walizkę i wyszedł. 
- Trochę... - Głos mi się załamał. - Trochę się pokłóciliśmy.
- To niezręczne rozmawiać z byłą dziewczyną swojego chłopaka, świetnie zdaję sobie z tego sprawy - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie - ale widzę, co się dzieje. Byłam z Reusem cztery lata i nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Takim, czyli jakim? - zapytałam z wielką gulą w gardle. 
- Pierwszy raz był taki przybity.
Zwiesiłam głowę, by uciec od świdrującego wzroku panny Bohs. Opróżniłam do połowy filiżankę, małymi łykami, aby mieć więcej czasu na przetrawienie tego, co usłyszałam od niej. 
Nie umiałam dłużej ze sobą walczyć. Opowiedziałam jej wszystko dokładnie, od samego początku. Jakbyśmy znały się całe życie, nie było między nami żadnych spięć i były przyjaciółkami, a prawda była inna. Konfrontacja dwóch kobiet, które łączy jeden mężczyzna - Marco Reus.
- A wiesz czemu się rozstali? - Pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi. - Sara była zakochana w Kevinie.
- Kevinie?! - podniosłam głos, czym zwróciłam uwagę zebranych w kawiarni. W gwoli ścisłości byłyśmy tam tylko my, pracownicy i dwójka zakochanych w sobie staruszków. 
- Tak, ale on nic do niej nie czuł... Albo raczej nie chciał czuć - wyznała z grymasem na twarzy. Posłałam jej pytające spojrzenie, więc ciągnęła dalej: - Przyjaźnił się z Reusem, to było dla niego ważniejsze.
- W takim razie dlaczego ona teraz się do niego przylepia? 
- Może pogadasz o tym z Kevinem?
W pierwszym odruchu miałam ochotę krzyknąć "nie!", ale narobiłam wokół siebie już za dużo szumu. Po dłuższej chwili stwierdziłam, że pomysł Carolin nie jest wcale taki głupi. Pośpiesznie zadzwoniłam do Lewego z prośbą podwiezienia mnie do Grosskreutza, a ten bez zbędnych pytań się zgodził. 

*


- A co powiecie na karaoke? – zaproponował Marco. Jego pomysł został przyjęty z radością.
- Reusy, idziesz na pierwszy ogień. Łatwo nie będzie, bo nie znasz języka polskiego – Kuba śmiejąc się usiadł koło Agaty. 
Marco trochę się ociągał, ale w końcu wśród burzy braw, krzyków i oklasków dał się przekonać i postanowił się zmierzyć z naszym ojczystym językiem, który do łatwych nie należał.
- Ja uwielbio jo, Ona tu jest i tany dla mnie – wył, to znaczy śpiewał Marco do pseudo-mikrofonu, którym był pilot od telewizora. – Bo dobrze wi, że porwe jo i w sercu schowom na dnie !
Miałam nadzieję, że sąsiedzi zaraz nie wpadną z karabinem maszynowym nas rozstrzelać. 
- Prosimy o oklaski dla Marco! – zakrzyknął DJ Lewy. Następny nawalony. Marco śmiejąc się usiadł obok mnie.
- Nie przejmuj się, jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak słodko kaleczył nasz język – starałam się jakoś pocieszyć Reusa, który oblał się rumieńcem. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.


- Kaja, nie widzę świata poza tobą.
- Mam się przesunąć?
Popatrzył na mnie jak na kretynkę, ale po chwili się roześmiał.
- Tęsknie za tobą. Co ja tu będę robić przez tydzień bez Ciebie? - blondyn westchnął.
- Ja za tobą też. Nawet nie zdążyliśmy się sobą nacieszyć, a ty już wyjechałeś - schowałam twarz w dłoniach. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nasze życie zapewne tak będzie wyglądać.
- Kaja, kocham cię, bez względu na wszystko. Jak na miesiąc znajomości to i tak przeżyliśmy sporo i pewnie czeka nas jeszcze dużo. Nie możemy się poddać na starcie - uśmiechnął się lekko. - Kocham cię, kocham cię, kocham cię. Mogę to powtarzać do znudzenia. Dla ciebie nauczę się to po polsku wymawiać, a jak będziesz chciała to nawet i po rusku.
- Proszę, tylko nie po rusku! - zachichotałam - Jak wrócisz, to zaczniemy twoją lekcję języka polskiego. W końcu nie może się ona zakończyć tylko po jednym nieudanym występie disco-polowym.
- Nie przypominaj mi, jak potem Robert mi tłumaczył o czym śpiewałem to się załamałem - pokręcił głową.
- Nie chciałbyś, żebym dla ciebie tańczyła?
- Chciałby, oj chciałby ! - usłyszałam niespodziewanie głos Mario. - Czekajcie, nawet znam jeszcze jedną piosenkę, co mnie Kuba nauczył. Bo ja tanić chce, mohe naucysz mni, jak tani się!
- Kaja, kocham cię, ale muszę iść zabić Mario. Nie gniewasz się? - uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafi. Zmiękło mi serce i się zgodziłam. - Zadzwonię jutro.


- Jesteś tutaj - wydusił z siebie. Jego głos był niemal niedosłyszalny. - Czuję cię, widzę cię. Nie zwariowałem, prawda?
- Obydwoje zwariowaliśmy - odparłam chwytając go za rękę. 
- Może i tak - przyznał. Objął mnie w pasie i nasze usta złączyły się w czułym pocałunku. - Jestem wariatem w tobie zakochanym.
- Oh, ty szalony - zachichotałam. Zasłoniłam usta, żeby się powstrzymać.
- Stęskniłem się za twoim śmiechem. 
- Tylko za nim? - zapytałam uśmiechając się zalotnie.
- Odpowiem tak - założył mi kosmyk włosów za ucho i pocałował.

Wierzchem dłoni otarłam łzy spływające po moich policzkach. Cholera, dlaczego nie może być tak, jak było wtedy? Dlaczego Marco i Mario nie mogą znowu śpiewać polskich piosenek disco-polo? Dlaczego nie mogę być uśmiechnięta? Dlaczego Marco przy mnie nie ma?
Zatrzymaliśmy się pod blokiem, w którym mieszka Kevin. Lewy spoglądnął na mnie wzrokiem pełnym otuchy. Dobrze, że był ze mną, bo inaczej pewnie bym się wycofała. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy ku drzwiom. 
Winda zatrzymała się na trzecim piętrze. Przebrnęliśmy przez korytarz, aż w końcu stanęliśmy przed celem naszej "podróży". 
- O, cześć - powiedział zaskoczony, gdy po kilku razach dzwonienia dzwonkiem w końcu nam otworzył. Wpuścił nas do środka i zaprowadził do niewielkiego pomieszczenia służącego za salon.
Mieszkanie nie było duże, aczkolwiek przytulne - podobnie jak to, w którym mieszkałam w Warszawie z rodzicami.
- Co was do mnie sprowadza? - zapytał.
Streściłam mu najkrócej jak się dało, czemu tutaj jesteśmy. Nie krył zaskoczenia. On chyba też nie darzył Sary sympatią, co mnie podnosiło na duchu. Razem z Robertem cierpliwie czekaliśmy aż coś w końcu powie, ale na to się nie zanosiło.
- Kevin, proszę, tylko ty mi możesz pomóc. - Ton mojego głosu był błagalny.
- Tylko że ja nie wiem, co dla ciebie mogę zrobić Kaja - odparł ze smutkiem. - Marco jest trochę jak Kubuś Puchatek. Ma duże serce, którym chciałby pokochać wszystkich wokół, ale ma również mały rozumek i wybiera nieodpowiednie osoby, którymi tą miłością obdarza.
- Mnie też masz na myśl?
- Oczywiście, że nie - zaprzeczył prędko. - Właśnie tego nie rozumiem. Reus jest... skomplikowanym człowiekiem, nikt nie wie, co siedzi w tej jego główce. 
- Liczyliśmy, że ty go rozgryziesz - wtrącił się Lewandowski.
Bezsilnie wzruszyłam ramionami. Kevin objął mnie ramieniem, ale nawet jego troska w tamtej chwili nie mogła mnie pocieszyć.
- Przecież znasz Sarę. Wiesz, co się wydarzyło. Jak myślisz, dlaczego ona nam to robi? - brnęłam w ten temat dalej.
- Prawdopodobnie dla zemsty - odpowiedział, wprawiając mnie w osłupienie. - Sara chciała być ze mną, ale ja nie chciałem ze względu na Marco. 
- Kontynuuj.
- Możliwe, że w jej chorej główce uroiła się myśl, że to jego wina. Nie dopuszczała do siebie myśli, że mogę jej nie kochać. A teraz widząc wasze szczęście chce to popsuć - by w efekcie ty i on cierpieli równie mocno jak ona parę lat temu.
W głowie robił mi się coraz większy mętlik, a wszystko powoli zaczęło się układać w jedną całość. Kevin miał zapewne rację. Ba! Na pewno ją miał. Brakowało tylko jednego elementu tej całej układanki - żeby Marco też zrozumiał, jakim złym człowiekiem jest Sara.

*

Zmęczona po całym dniu wróciłam do siebie. Czy mogłam w ogóle tak to ująć? Prawnie to było mieszkanie Reusa, w którym zamieszkałam i stało się również po części moje, ale bez Marco było ono puste, bez życia. Jego nieobecność mnie przytłaczała, nie pozwalała oddychać ani normalnie funkcjonować. Każda, nawet najmniejsza cząstka mnie obumierała bez tego blondasa.
Wzięłam szybki prysznic i położyłam się na łóżku, lecz nie mogłam zasnąć. Mój płacz wzbierający się we mnie od kilku godzin mi na to nie pozwalał. W ciągu jednego dnia tyle się wydarzyło, to było dla mnie zdecydowanie za dużo. Wyprowadzka Marco, spotkanie z Carolin, rozmowa z Kevinem. 
Płakałam długo, głośno, niemal krzycząc i choć opadałam z sił to nie mogłam powstrzymać łez. Nie wiem ile czasu upłynęło, ile już łez wylałam. 
Byłam zbyt padnięta, by zerknąć na zegarek, ale mimo to burdel w mej głowie był zbyt wielki, żeby umożliwić mi spokojny sen. Leżałam niespokojnie wpatrując się w księżyc za oknem. 
Do moich uszu dobiegł dźwięk skrzypiących drzwi, a chwilę później stawianych na posadzce kroków zbliżającego się do mnie osobnika.
- Cii, to tylko ja. - Cichy i spokojny głos Marco zastopował mój płacz. 
Odgoniłam łzy i spojrzałam na niego - włosy sterczały mu na wszystkie strony świata, koszulę miał źle zapiętą, a jeansy spadały mu z powodu braku paska, przez co widziałam skrawek jego bokserek. 
Ściągnął buty wraz z skarpetkami i wgramolił się do łóżka, kładąc się obok mnie.
- Czemu płaczesz? - zapytał czule.
Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Zatopił twarz w moich brązowych włosach, pocierając nosem o szyję. 
- Bo do cholery jasnej nienawidzę spać bez ciebie, jeść kolacji bez ciebie i oglądać bajek bez ciebie - oznajmiłam, za każdym razem wyraźnie akcentując "bez ciebie". Odwróciłam się przodem do niego, by móc spojrzeć mu w oczy. - Dlaczego mi to robisz? Zostawiłeś mnie... dla niej.
- Nie zostawiłem cię. - Pogłaskał mnie po mokrym od łez policzku. - Aniele, nie płacz. Boli mnie to.
To mnie nie rań, sukinsynu
- Marco, porozmawiamy jutro, jestem śpiąca.
Piłkarz pokiwał głową ze zrozumieniem i przykrył mnie szczelnie kołdrą. Pocałował mnie w czoło, obdarowując mnie przy tym jednym ze swoich firmowych uśmiechów. Nienawidziłam siebie za to, że byłam gotowa wybaczyć mu każde przewinienie. Zasnęłam wtulona w Marco, chcąc zapomnieć o tym co się wydarzyło.

*

Jednak nie będziecie musieli czekać trzech tygodni. Myślałam, że po wywiadówce będzie gorzej, ale się pomyliłam, co mnie w sumie cieszy :D. Postaram się dodać 10 w przyszły weekend, ale nie wiem jak to będzie. Wtorek, środa, czwartek - egzaminy, także trzymajcie kciuki, kochani! :)


czwartek, 11 kwietnia 2013

8. Robert "wierny pies" Lewandowski.

W środowy wieczór zaprosiłam do siebie dziewczyny oraz żony piłkarzy Borussii. Miałyśmy zamiar wspólnie oglądać i dopingować naszych Borussen. Jako pierwsza przyszła Ania, a później dołączyły do nas kolejne panie. Brakowało jedynie Agaty Błaszczykowskiej. Zaniepokojona Ewa próbowała się do niej dodzwonić, ale cały czas włączała się poczta.
- Może niania nie mogła przyjechać? - zastanawiała się Piszczkowa.
Mecz się rozpoczął, więc podekscytowane widowiskiem zasiadłyśmy w salonie. Niespodziewanie drzwi wejściowe się otworzyły, a do mieszkania weszła Agata w towarzystwie Sary. Narzeczona Lewandowskiego szturchnęła mnie znacząco w ramię, żeby zwrócić moją uwagę. Wściekła pomaszerowałam w ich stronę, po czym zaciągnęłam Sarę do kuchni, by nie awanturować się z nią na oczach pozostałych. 
- Co ty tutaj robisz? Nie zapraszałam cię - wycedziłam przez zęby.
- Wiesz, niedługo zajmę twoje miejsce u boku Marco - powiedziała z kpiącym uśmieszkiem - i chciałam poznać moje nowe koleżanki.
- Posłuchaj mnie uważnie - złapałam brunetkę za nadgarstek ściskając go mocno. - Pozwalasz sobie na zbyt dużo. Może omotałaś Marco, bo on ma dobre serce i nie widzi, jaka z ciebie suka, ale ja nie pozwolę ci na takie zachowanie.
- Mnie nazywasz suką, a to nie ja się z nim puściłam!
Nie wytrzymałam.
Zamachnęłam się i po chwili moja dłoń spotkała się z policzkiem dziewczyny, która oszołomiona złapała się za twarz. 
- Wynoś się z tego mieszkania i z naszego życia! - rozkazałam, patrząc na nią wrogo.
Tym razem dała za wygraną. Kilka sekund później usłyszałam trzaskanie drzwiami. Wyjęłam z kuchennej szafki kubek do którego wlałam wody. Wzięłam kilka szybkich łyków, próbując się uspokoić.
- Kaja? - zmartwiona Agata weszła do kuchni i podeszła do mnie. - Ania powiedziała mi, kim jest Sara. Przepraszam, nie miałam pojęcia!
- Nie szkodzi, nie jestem na ciebie zła - odparłam, przytulając do siebie żonę Kuby. - Wracajmy do dziewczyn.


*


- Hummels, powinienem cię udusić - zaryczał Klopp, zaciskając delikatnie dłonie wokół szyi stopera.
Pomimo remisu Pszczółki były dobrym humorze. Mecz nie należał do najłatwiejszych, w końcu Szachtar to nie byle jaki przeciwnik. Dwa razy musieli gonić wynik, ale dzięki golom Roberta i Matsa Borussia wracała do Dortmundu z wynikiem 2:2. Zadowoleni z rezultatu pragnęli w tamtej chwili ciepłej kąpieli, wygodnego łóżka i obecności ukochanej kobiety.
Reus słysząc rozmowę o dzieciach Łukasza i Kuby, którzy jak gdyby zapomnieli że chwilę temu zeszli z boiska, aż sam do siebie się uśmiechnął, a jego myśli skupiły się wokół drobnej szatynki, noszącej w sobie jego dziecko. Kiedy był z Carolin myślał, że to właśnie ona jest tą jedyną. Z czasem jednak oddalali się od siebie coraz bardziej, zamiast zbliżać. Gdy tylko poznał Kaję ich więź z każdym dniem zacieśniała się. Chciał dowiadywać się o niej coraz więcej, lepiej ją poznawać, odkrywać każdego dnia na nowo. Kochał sposób, w jaki opowiadała o Polsce. Widział w jej oczach tę tęsknotę za rodzicami, młodszą siostrzyczką, rodzinnym miastem. Doskonale wiedział co czuje, sam przecież musiał opuścić Dortmund, by dalej się piłkarsko rozwijać. Kiedy do niego wrócił cieszył się jak małe dziecko. Od kiedy grał w juniorach czuł, że jego miejsce jest w Borussii i tutaj chce grać.
- Ziemia do Marco - Nuri zaśmiał się i pomachał blondynowi ręką przed oczami.
Reus otrząsnął się, zabrał swoje rzeczy i wraz z Sahinem ruszyli ku wyjściu.


*

Dwa dni później.
Popołudniową drzemkę przerwało mi wtargnięcie Marco do naszego pokoju. Od progu było czuć złość jaka się w nim zbierała, lecz miałam cichą nadzieję że powodem był dzisiejszy trening, aniżeli to iż dowiedział się o mojej rozmowie z jego dawną miłością. Niestety, kilka sekund potem moje wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Wiedział.
- Wydzwaniałaś do Sary, awanturowałaś się z nią i nazwałaś suką! Kaja, co w ciebie wstąpiło? - usłyszałam zarzuty z jego ust.
- Słucham? - obruszyłam się. Podeszłam do blondyna, który automatycznie odwrócił głowę w bok. - To nie ja do niej zadzwoniłam!
- Ale przyznajesz się do nazwania jej suką - powiedział chłodno. - Mam tego dosyć. Wyprowadzam się. Chyba ci zaszkodził ten związek z Maćkiem, bo stałaś się tak samo chorobliwie zazdrosna jak on.
To mówiąc podszedł do szafy z której wyciągnął walizkę. Zaczął wrzucać do niej ubrania oraz inne potrzebne rzeczy. Jedyne co mogłam wtedy zrobić to patrzeć, jak się pakuje. Wychodząc spojrzał na mnie smutno, lecz nie odezwał się ani jednym słowem.


*

Brunet przytulał mnie do siebie, cały czas powtarzając jak mantrę "Będzie dobrze, pogodzicie się". Sama mówiłam to sobie od kilku tygodni, ale powoli przestawałam w to wierzyć. Serce mi się rozsypywało na kawałki na myśli o stracie Reusa. 
- Robert, co ja mam teraz zrobić? - łkałam.
- Uspokój się, nie płacz już - rzekł spokojnym głosem. - Kajuś, obydwoje musicie dać sobie trochę czasu.
Lewy uniósł lekko kąciki ust w półuśmiechu i otarł kciukiem łzy spływające po moich policzkach. Od kiedy sięgam pamięcią zachowywał się jak mój starszy brat - troszczył się o mnie, pocieszał, rozbawiał. Nawet kiedy nie rozmawialiśmy ze sobą przez dłuższy czas to miałam poczucie, że mogę zadzwonić do niego o każdej porze dnia i nocy, a on nie odmówi mi pomocy. Nigdy nie zawiódł mnie, kiedy go potrzebowałam. Zawsze stał na posterunku, niczym wierny pies. 
Nagle rozbrzmiała piosenka "Nobody's listening" zespołu Linkin Park. Wyjęłam komórkę z kieszeni kurtki, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Cześć, tu Carolin. Musimy się spotkać.


*

Dziwnie mi pisać o remisie z Szachtarem, od którego pojutrze miną 2 miesiące! 9 kwietnia bez wątpienia mogę nazwać jednym z najpiękniejszych dni w moim kibicowskim życiu. Najpierw łzy smutku, że to koniec, potem ryczałam bo Hummels na boisku (brakowało mi go!), a potem ryczałam bo ZWYCIĘSTWO! MAMY PÓŁFINAŁ! I mam w dupie to, co gadają inni. Malaga miała gola ze spalonego, my również. Może to nie był najlepszy mecz w naszym wykonaniu, ale należał się nam półfinał za walkę do końca, za serce jakie chłopaki włożyli, że nie zwątpili! 
Jeszcze małe info: mam ciężką sytuację w szkole, bo za niecałe dwa tygodnie egzaminy gimnazjalne, do tego mam nowe kółka i wyrównawcze Do tego w przyszły czwartek jest zebranie i może się okazać, że 9 rozdział dodam, ale za jakieś 3 tygodnie, bo czuję że mi się oberwie. Także tak - koniec moich wywodów. :D
PS. Tak, spodziewam się z waszej strony komentarzy typu "Reus, ty kretynie". xD