piątek, 31 maja 2013

Epilog.

Kilka dni po wyjściu ze szpitala wróciłam do Dortmundu, do swojego dawnego życia i przede wszystkim: do mojego ukochanego. Sezon się skończył, co prawda ze smutnym akcentem, ale kibice na Signal Iduna Park pokazali, że dla nich i tak Borussia Dortmund wygrała Ligę Mistrzów. Wygrała też coś więcej: szacunek miłośników footballu na całym świecie. 
Mieliśmy z Marco o wiele więcej czasu dla siebie, którego nie zamierzaliśmy marnować. Zamknęliśmy się na kilka dni w naszym mieszkaniu, wyłączyliśmy telefony i skupiliśmy się na sobie. 
Wakacje miały obfitować w rozstania - Mario przenosił się do Monachium, Felipe do Gelsenkirchen, a przyszłość niektórych piłkarzy BVB również stała pod znakiem zapytania. 
W czerwcu razem z Reusem polecieliśmy na ślub Roberta z Anią. Czułam się szczęśliwa, widząc jak mój przyjaciel żeni się z miłością swojego życia. W tamtej chwili pomyślałam sobie, że nie wiem co bym zrobiła, gdybym nie pogodziła się z Marco. Nie mogłam się doczekać naszego ślubu i przyjścia na świat naszego maleństwa. 

*

Po kilku tygodniach odpoczynku Borussia powracała do treningów. Póki co trenowali w Dortmundzie, lecz za parę dni mieli wyjechać do Szwajcarii. 
Na dwa dni przed wylotem Kaja wylądowała na porodówce, a zdenerwowany Reus w tym czasie błądził zdenerwowany po korytarzach dortmundzkiego szpitala. Nawet słowa sympatycznej pielęgniarki go nie mogły uspokoić. 
Zrobił to dopiero lekarz, którzy przyszedł oznajmić, że już po wszystkim i może iść zobaczyć się z panną Hirte.
Blondyn wszedł do sali, gdzie leżała szatynka z uśmiechem na twarzy. Była jednocześnie wyczerpana i szczęśliwa. Marco usiadł na brzegu łóżka, ujmując dłoń swojej narzeczonej.
- Jak się czujesz? - zapytał z czułością.
- Dobrze - odpowiedziała, uśmiechając się do niego. - Wiesz, muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego?
Jednak Kai nie było dane powiedzieć o co chodzi, gdyż drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia weszły dwie pielęgniarki z dziećmi na rękach. Oczy Reusa wyszły z orbit na widok trzymanych przez kobiety maleństw. 
- Już nieważne - rzekła niewinnym głosikiem, biorąc dziecko do rąk, zaś drugie powędrowało do zaskoczonego piłkarza BVB. - Cześć, mały.
- Wiedziałaś wcześniej?
- Jak byłam w Londynie to poszłam na badania i powiedziano mi, że urodzą się bliźniaki, ale nie chciałam znać płci.
Pokiwał tylko głową ze zrozumieniem. Przytulił do siebie dziewczynkę, chwilę później całując ją w główkę.
- Kaja?
- Hm?
- Kocham was. 
Szatynka zaśmiała się i nakazała Marco zbliżyć się do siebie.
- Ja też was kocham - wyszeptała, po czym pocałowała go czule.

*

Najbardziej cukierkowe zakończenie jakie mogłam tylko wymyślić xD. Ale stwierdziłam, że po tych wszystkich dramatach można na koniec trochę posłodzić :). 
Dziękuję wam za wsparcie, za komentarze (zarówno na tym blogu jak i na blogu z pierwszą częścią), za to że dawaliście mi tyle motywacji. Spontaniczny pomysł zrodził się w historię, z którą ciężko mi się rozstać. Jak zaczynałam ją pisać to sezon się zaczynał, a tutaj już po wszystkim. 
Gdzie można mnie teraz znaleźć? Na dlon-aniola.blogspot.com (opowiadanie o Sahinie) i na it-is-about-us.blogspot.com (przyszłość BVB, Reus&Lewy), którego prowadzę z moją Adą. ;) No i mam w planach nowe opowiadanie o Reusie - jak się pojawi to poinformuję. 
Resztę dnia postanawiam spędzić na świętowaniu naszych (tak, kończę dzisiaj 16 lat xd) urodzin z Marco :D. Kocham was i dziękuję za wszystko! :)