piątek, 17 maja 2013

13. Nocne rozmowy.

Londyn tonął w melancholii wtorkowego poranka. Deszcz padał nieustannie i nie zapowiadało się, że ma przestać. Wojtkowe mieszkanie wydawało mi się jeszcze surowsze niż zwykle. Od półtora miesiąca przebywałam w stolicy Anglii, kontaktując się jedynie z Lewandowskim oraz jego narzeczoną, nikim poza tą dwójką. Po dramatycznym meczu w Dortmundzie z Malagą w ćwierćfinale Ligi Mistrzów byłam bliska wybrania numeru do Marco, ale ostatecznie się tego nie podjęłam. Stchórzyłam. 
Jutro zaś miał się odbyć kolejny ważny mecz dla Borussen - ich przeciwnikiem w półfinale okazał się być Real Madryt, z którym mierzyli się również w fazie grupowej. Bałam się tego spotkania, jak żadnego innego dotąd. Moje czarno-żółte serce było pełne wiary i nadziei w chłopaków. Byłam pewna, że sobie poradzą. Zaszli przecież tak daleko, więc dlaczego miałoby się nie udać?
Drzwi się otworzyły, a do środka wpadł zmoknięty Szczęsny. Przeczesał palcami włosy, po czym rzucił w moją stronę dzisiejszą gazetę. Na pierwszej stronie zobaczyłam Mario. Święcie przekonana, że chodzi o jutrzejsze spotkanie zaczęłam czytać artykuł, zaledwie kilka sekund wystarczyło by całe moje ciało się spięło, a łzy pociekły strumieniami.
- Wojtek, to żart, prawda? - zapytałam, ocierając rękawem mokre policzki. Wyraz jego twarzy zdradzał wszystko: to nie był żaden przykry dowcip. - Nic z tego nie rozumiem.
- Zadzwoń do niego - powiedział ostrym tonem. - No kurwa, Kaja, to już nie jest śmieszne. Rozumiem, boisz się gadać o Reusie. Ale to jest poważna sprawa.
Musiałam przyznać mu rację. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, a on przytulił mnie do siebie i wyszeptał ciche "jestem z tobą, mała". 
To dziwne uczucie, kiedy boisz się zadzwonić na Skype do swojego dobrego kumpla. Policzyłam do trzech, a po chwili moim oczom ukazała się równie przybita twarz Goetze.
- Już wiesz?
- Jakbym nie wiedziała to bym nie dzwoniła.
- Racja. - Westchnął ciężko. - Kaja, jesteś zła?
- Zła to mało powiedziane. Jestem wściekła, Mario! Jednocześnie jest mi przykro. Wytłumacz mi: dlaczego? - wypowiedziałam na jednym tchu.
- Zawsze o tym marzyłem. Nie o grze w Bayernie, ale o pracy z Guardiolą. To wszystko się tak niefortunnie złożyło... - zwiesił głowę, przymykając powieki. - Kibice mnie nienawidzą. Ty jesteś wściekła. Koledzy tego nie rozumieją. A Marco...
- Co Marco? Co z nim? - dopytywałam nerwowo.
- Dowiedział się parę dni temu - zaczął Mario - i bardzo źle to przyjął. Nigdy go takiego nie widziałem. To mój najlepszy przyjaciel, brat, namawiałem go na przyjście do Borussii... Nie umiem o tym mówić, Kaja. Czuję się fatalnie, bo zraniłem wszystkich. 
- Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej - wycedziłam złowrogo. 
- Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Jaką?
- Zadzwoń do niego. Proszę cię tylko o tę jedną rozmowę. Od kiedy się rozstaliście chodził przybity, a po tym co ja zrobiłem jest jeszcze gorzej. - Błagalny głos Mario wywołał u mnie kolejną falę płaczu. - Kaja, proszę cię.
- Nie mogę ci nic obiecać - odparłam. - Cześć, Mario. Powodzenia jutro i w Bayernie.
Rozłączyłam się, nie czekając na jego odpowiedź. Miałam jeszcze większy burdel w głowie niż kilkanaście minut temu. Wciąż nie docierała do mnie informacja o przenosinach Goetze do monachijskiego klubu, którego nie znosiłam, a teraz moja niechęć się wzmogła. Moje myśli cały czas krążyły wokół osoby wysokiego piłkarza Borussii z blond czupryną oraz niższego, wychowanka BVB i do wczorajszego dnia ulubieńca kibiców. Przed oczami stanęły mi ich wspólne żarty, uśmiechy, cieszynki, jak tworzyli wspaniały duet, który między innymi stanowił o sile klubu z Dortmundu. W przyszłym sezonie ci dwaj przyjaciele mieli stanąć po przeciwnych stronach barykady. Bolało mnie to zarówno jako kibica, ale również jako przyjaciółkę Mario.
Wojtek wszedł po cichu do pokoju, bezszelestnym krokiem podszedł do mnie, by po chwili przycisnąć mnie do siebie, pozwalając na zmoczenie jego koszulki. Trzęsłam cię cała, wtulając się w bramkarza, który próbował mnie uspokoić. 
Zmęczona opadłam na łóżko i zasnęłam, podczas gdy Szczęsny poszedł na trening. Chyba nigdy mu się nie odwdzięczę za to, co dla mnie zrobił.


*


Euforia wśród kibiców Borussii Dortmund była nie do opisania. Chyba nikt z przybyłych na Signal Iduna Park nie spodziewał się takiego przebiegu tego spotkania. Niemiecki klub wyszedł na prowadzenie, jednak przed przerwą Ronaldo wyrównał. Druga połowa należała już tylko i wyłącznie do BVB, w szczególności do Lewego: strzelił 4 bramki Realowi Madryt! Jednemu z najlepszych klubów piłkarskich na całym świecie. Pękałam z dumy, widząc radość jego oraz pozostałych zawodników. 
Dochodziła godzina trzecia w nocy, kiedy na Skype wyświetlił mi się zielony znaczek przy nazwisku mojego byłego narzeczonego. Zaryzykowałam i nacisnęłam na zieloną słuchawkę. 
- Dobry wieczór - przywitał się. Serce z każdą sekundą biło mi coraz mocniej, bliskie eksplozji.
- Cześć - powiedziałam, starając się brzmieć naturalnie. - Gratuluję wygranej. Byliście niesamowici. 
- Dzięki. - Uśmiechnął się do mnie tym swoim szczerym, łobuzerskim uśmiechem, w którym się zakochałam. - O czym tak naprawdę chcesz porozmawiać?
- Sama nie wiem - zawahałam się przez moment. - To wszystko jest popieprzone, nie sądzisz? 
- Co masz na myśli?
- My. Nasz związek. Świat. 
- Kaja, tęsknię za tobą - wyznał niespodziewanie. - Z każdą minutą twojej nieobecności czuję jak umiera część mnie. Nic mnie nie cieszy. Znowu znaleźliśmy się w martwym punkcie. Ty znowu uciekłaś, ja po raz kolejny uświadomiłem sobie, jakim byłem idiotą. 
- Marco... - próbowałam mu przerwać. Bezskutecznie.
- Nie potrafimy być ze sobą, ale nie umiemy też żyć bez siebie - ciągnął dalej. Kocham cię. Kocha cię każda najmniejsza cząstka mnie. Moje oczy kochają na ciebie patrzeć. Moje dłonie uwielbiają cię dotykać. Moje usta tęsknią za twoimi wargami. 
Jego słowa wprawiły mnie w osłupienie, pomieszane z zachwytem. Pragnęłam móc znaleźć się teraz przy nim, złapać go mocno za rękę i nigdy nie puścić. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższą chwilę uśmiechając się jak dwójka wariatów. To było naprawdę przyjemne uczucie: nie rozmawiać ze sobą ponad miesiąc, a mimo to nie było między nami żadnego napięcia. 
Nie zważając na to, że jest środek nocy kontynuowaliśmy naszą rozmowę, tym razem na inne tematy, bardziej błahe. Zaczęliśmy wspominać to, jak się poznaliśmy, przejścia z Caro i Maćkiem, Manchester. 
Padnięta poszłam spać po ponad godzinie rozmowy. Musiałam dać mu się wyspać po takim meczu, jak dzisiaj, ale jak sam mówił: adrenalina wciąż w nim krąży. Zmęczona, ale szczęśliwa zasnęłam po kilku minutach.

*

Nie jestem zadowolona z końcówki, ale ogólnie to jestem nawet zadowolona z tego powyżej. W przyszłym tygodniu rozdział dodam w niedzielę, dzień po finale, z tego względu że przebieg meczu ma wpływ na fabułę :D. 
Jutro ostatni mecz sezonu. Matko, jak to szybko minęło. Do tego kończy się też Premier League i Serie A, do oglądania zostanie mi tylko hiszpańska, włoska i polska. 
A dzisiaj wszyscy trzymamy kciuki za Jerzyka! :)
Zapraszam na moje pozostałe dwa blogi:

15 komentarzy:

  1. Genialne ♥ Normalnie bym napisała "Oo, szkoda mi Marco, to byłoby straszne, gdyby przełożyło się na realny świat". No a tu.... Niestety, tak się stało :[
    Czekam na nowy rozdział ;) @bvbiebs

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba. Chyba zapowiada się na to że znów będą razem. Cieszy mnie to. Nie mogę się doczekać finału, ale również się denerwuję. Czekam na następny. Pozdrawiam. Paulina ;*
    Zapraszam do siebie ;
    http://now-its-good.blogspot.com/
    http://na-przeciw-marzeniom.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. "... przebieg meczu ma wpływ na fabułę" mam nadzieje, że jak by się nie potoczyło, skończy się dobrze :D Jeszcze nie myślę o finale, stersik mnie później złapie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale jestem zdołowana. Koniec sezonu, koniec Goetzeusa, koniec mojego ukochanego serialu. Co jeszcze?

    Jedynym pozytywnym punktem w tym wszystkim jest nowy rozdział na tym blogu, który wywołał u mnie radość. A dziś, gdy te wszystkie negatywne informacje do mnie docierają, taki mały uśmiech jest na wagę złota!
    Czyli u ciebie również pojawił się wątek o Mario. No tak. Ale cieszę się, że Marco i Kaja dochodzą do porozumienia. Być może będzie jak dawniej? :)

    Jestem ciekawa jak wplączesz wątek o finale. Mam tylko nadzieję, że będzie to powód do takiego małego, albo nie...DUŻEGO szaleństwa z powodu zwycięstwa :)

    Wiem...Rozpisałam się. Ale mam taki dziwny humor... To do 26! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. długo czekałam na ten rozdział. Myślałam że kaja do niego nie wróci a tu proszę. Z niecierpliwością czekam na następny a narazie trzymam kciuki za roberta. Mam nadzieję że zdobędzie koronę króla strzelców.
    W tym czasie zapraszam do mnie. Mam nadzieję że choć odrobinę spodoba się wam mój nowo zaczęty blog
    marcoreusiewa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny rozdział ♥ Szkoda że już kończysz :C Świetnie piszesz ♥
    Też nie możesz doczekać się finału? Ja z niecierpliwością odliczam dni. Czekam tylko na zwycięstwo Bayernu ♥ MIA SAN MIA! ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest heja , zajebisty ;D
    Wrócą do siebie czuję to ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest tak bardzo irytująca sytuacja, że aż mam ochotę wejść do tego opowiadania i im wszystkim przywalić w głupie łepetyny.
    I kiedy Wojtuś się opamięta. Przyjaźń przyjaźnią, ale on jest masochistą!

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj Marco jak ci to poetycko wyszło. Biedny Namiot, źle zrobił, ale mam nadzieję że nie ucierpi na tym przyjaźń jego i Reusa. Ogólnie rozdział fajny :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zanosi się, że będą razem! <3 Cieszę się ;)
    Szkoda mi Marco, że go najlepszy przyjaciel opuszcza, zarówno w opowiadaniu, jak i w realnym życiu :c
    Rozdział ogólnie wspaniały :) Czekam na nexta!
    Zapraszam też do mnie
    http://bvbstory.blogspot.com/
    http://dlugi-sen-lukasza.blogspot.com/
    Komentarze mile widziane ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Płakałam jak mi znowu przypomniałaś o przejściu Mario. Tego dnia w którym się dowiedziałam też płakałam. Jak dziecko, krzycząc "nie zgadzam się, Mario wróóóóć". Pozostaje nam sądzić że w Monachium się rozwinie i kiedyś wróci jako bardziej doświadczony piłkarz ;(
    Rozdział świetny jak każdy. Kaja i Marco znowu się do siebie odzywają, yay <3 Czekam na następny i trzymam za nich kciuki, nawet na tydzień przed finałem.

    OdpowiedzUsuń
  12. I bardzo dobrze, że Kaja pogadała z Marco. Cieszę się, że się odważyła. Teraz tylko czekać aż do siebie wrócą.
    Nie wiem czy już to mówiłam, ale masz świetny styl pisania :).

    OdpowiedzUsuń
  13. Genialny rozdział! Bardzo zadowoliła mnie końcówka, gdy Marco i Kaja zbliżyli się do siebie(po raz kolejny). Mam nadzieję, że do siebie wrócą i będą razem wychowywać dziecko :D
    Czekam na następny! :3

    OdpowiedzUsuń
  14. Oh, długo nic ci nie pisałam ale wiedz, że nieustannie tu jestem, bo jestem zauroczona ta historią począwszy od pierwszej części do teraz. Nie będę wywodzić się tu o fabule tego rozdziału i moich przemyśleniach, gdyż sądzę, że jest to zbędne.
    Kocham. Sophie :*

    OdpowiedzUsuń
  15. O jeny, poruszylas w tym rozdziale strasznie ciezki temat. Na szczescie juz mialam na tyle duzo czasu, ze sie z tym w miare oswoilam i przynajmniej nie poryczalam. Wobec tego nie powstrzymam sie od napisania, co ja sadze na temat (juz dokonanego) transferu Mario.
    Na poczatku bylam wsciekla i tak rozzalona, ze po prostu siedzialam i ryczalam. Jako ze oficjalnie nienawidze Bayernu i kocham Mario, to strasznie mnie to bolalo. Ale nie wierzylam (i dalej nie wierze), ze odszedl dla kasy. Wole taka wersje, jak Ty przedstawilas. Ze zawsze marzyl o pracy z Guardiola. Poza tym, jak juz mowilam wczesniej, kocham Go i uwazam, ze powinien sie dalej rozwijac. Mam nadzieje, ze tam mu sie to uda. I mysle, ze reszta prawdziwych kibicow tez to rozumie :) Chociaz Bayernu dalej nienawidze i to sie chyba nigdy nie zmieni.
    A przy tym wszystkim zostaje nam biedny Marco. I w Twoim opowiadaniu, i w realnym swiecie. 'Stracil' najlepszego przyjaciela, beda musieli grac przeciwko sobie, okropne. A na dodatek stracil Kaje (w opowiadaniu of course xD). Biedny no :c
    Ale ale... Przynajmniej poczynili juz jakies kroki w strone pogodzenia sie. Marco w koncu uswiadomil sobie to, co wszyscy tu obecni Mu od dawna powtarzali xD i widac, ze dla Kai tez to sporo znaczylo :)
    Wiec teraz szybko, bukowac bilet do Dortmundu i wracac w ramiona narzeczonego, pierscionek z powrotem na palec i juz sie wiecej nie klocic :D
    A ja spadam spac, zas jutro dokoncze opowiadanie i napisze ostatnie komentarze :)
    Trzymaj sie cieplo ;* <3

    OdpowiedzUsuń