wtorek, 22 stycznia 2013

1. Reinhold i Manuela Reus.


Wpatrywałam się jak blondyn głaszcze mnie czule po brzuchu i powtarzał w kółko, jak bardzo kocha mnie oraz nasze maleństwo. Czułam takie przyjemne ciepło, pomimo tego, że na dworze temperatura była ujemna, a śnieg padał od rana. Doszłam do wniosku, że Dortmund jest piękny, niezależnie od pogody czy pory roku.
- Nie martw się, Reinholdzie, mama nie jest smutna tylko zamyślona – powiedział Marco, po raz kolejny przesuwając dłonią po moim ciele.
- Reinho co? – wykrzyknęłam zdumiona. – Chyba sobie ze mnie kpisz!
- Dlaczego? – zdziwił się moim wybuchem. – To bardzo ładne imię!
- Od razu nazwijmy go Adolf i każ mu zapuścić wąsik! – rzekłam z sarkazmem, na co chłopak zrobił urażoną minę. – Reus, zejdź na ziemię.
- Przez tą ciążę zrobiłaś się jeszcze bardziej wredna.
Puściłam tę uwagę koło uszu i wzruszyłam ramionami. Marco wywrócił teatralnie oczyma, po czym roześmiał się wesoło i przytulił mnie do siebie.
- Jesteś najsłodszym złośliwcem na świecie.
- Dzięki, każda kobieta chciałaby to usłyszeć – prychnęłam.

*

Na wspomnienie tego wydarzenia uśmiechnęłam się sama do siebie. Wydaje mi się, jakby to było wczoraj, a od tego czasu tyle się wydarzyło - przybycie Sary, kłótnie, kilkudniowa wyprowadzka Marco, rozmowa z Carolin. Spojrzałam na Wojtka, który czekał aż kontynuuję swoją opowieść, ale ja marzyłam tylko o tym, by pójść spać i obudzić się obok Reusa, który przywitałby mnie całusem w czoło.

*

Odnosiłam wrażenie, że Mario i Robert zachowują się tak, jakby dziecko które noszę w swoim brzuchu należało do nich. Naczytali się o tym co powinnam jeść i pić, a czego nie, czy lepszy jest poród tradycyjny czy może jednak cesarka. Reus podśmiechiwał się słysząc ich rozmowy, a ja myślałam że w końcu eksploduję i każe im iść do diabła spłodzić własnych potomków. Wiedziałam jednak, że wujciowie Gotze i Lewandowski obraziliby się na mnie, więc byłam skazana na przesadną troskę z ich strony.
Wszystko miało swoje granice, aż do dnia w którym obydwoje uradowani obwieścili mi, że znaleźli świetną szkołę rodzenia dla mnie i Reusa.
- Kurwa, was chyba pojebało! – zaklęłam moją ukochaną polszczyzną. Mario spojrzał na Lewego, bo znając jego to jedynym słowem jakie zrozumiał było „kurwa”, w końcu Bobek, Kuba i Łukasz z przyjemnością nauczyli swoich kolegów z klubu polskich przekleństw oraz największych hitów disco-polo.
- Kaja, spokojnie – napastnik BVB podszedł do mnie z wybałuszonymi gałami, jakbym była wściekłą lwicą ledwo wypuszczoną z klatki. – Stres szkodzi dziecku.
- To mnie do cholery jasnej nie stresujcie! – zrobiłam kilka kroków w tył, dając brunetowi jasno do zrozumienia, by się nie zbliżał.
- Reus, weź ją stąd zabierz, bo nas pogryzie – zarechotał Gotze, ale po chwili przestał, gdy uderzyłam go w ramię. – Biedna Manuela, jej matka to agresor.
- Manuela? – zerknęłam na Reusa, który wiedział na co się zanosi. – Manuela?! I co jeszcze? Czy was nie stać na normalne imiona? Skąd wy je bierzecie? Z książki „jak skrzywdzić swoje dziecko?”
Po tym jak wyładowałam swoją złość, odwróciłam się na pięcie i odmaszerowałam do sypialni w celu ucięcia sobie krótkiej drzemki. W końcu miałam chwilę spokoju, mogłam się wyciszyć i porządnie wyspać, lecz ta chwila nie mogła trwać wiecznie. Święta Trójca weszła do pokoju ze skruszonymi minami, czekając aż obwieszczę, że już się nie gniewam.
- Idioci – przerwałam panującą w pomieszczeniu ciszę. – Wszędzie idioci.
- Ale twoi idioci! – zawołał Marco. – I to tacy, którzy cię kochają.
- Też was kocham.
Cała trójka wydała z siebie chóralne „aww”, a potem ulotnili się i zajęli graniem w Fifę, dzięki czemu mogłam przespać się te parę godzin.

***

Kocham was, kocham was, kocham was! To takie miłe wiedzieć, że ktoś pamięta o pierwszej części opowiadania i nie pomyśleliście, że zwariowałam, kiedy postanowiłam napisać sezon drugi, że się tak po serialowemu wyrażę. W pierwszym rozdziale nie dzieje się za dużo i chciałam go raczej napisać "na wesoło". :) Mam nadzieję, że przypadanie wam do gustu i liczę na szczere opinie pod rozdziałem lub na twitterze (@xsleezesister). :)
Ps. Ta, Pique i Shakira natchnęli mnie do napisania tego rozdziału. Milan? Serio? Eh. :D

sobota, 19 stycznia 2013

Prolog.

Zachłyśnięci szczęściem nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak szybko nasza radość może się ulotnić. Wystarczy jedna chwila, by coś budowane od dłuższego czasu rozpadło się w oka mgnieniu. Po raz kolejny poczułam, jakby ktoś wepchnął mi nóż w plecy i pokręcił nim kilka razy z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy. 
Wierzchem dłoni starłam łzy z mojego policzka, po czym podążyłam za resztą osób ku wyjściu. Chyba przez te parę miesięcy nadal nie nauczyłam się, że ucieczki niczego nie dają, a tylko pogarszają sprawę, ale nie myślałam trzeźwo. Potrzebowałam się odciąć od Dortmundu, moich przyjaciół, a przede wszystkim od Marco. Przed oczami stanął mi widok blondyna, który zawładnął moim sercem, a jednocześnie ranił mnie najbardziej na świecie. A niech go szlag! Byłam pewna, że się nawet nie przejął tym, że znowu zniknęłam bez wyjaśnienia - przecież był już do tego przyzwyczajony - zamiast tego spędzał uroczy wieczór w towarzystwie Sary, co do tego nie miałam wątpliwości. Po co zachodzić w głowę, gdzie ciężarna narzeczona tym razem uciekła, skoro ma przy sobie dziewczynę, która może mu zapewnić wszystko, czego tylko zażąda? 
- Cześć, mała.
Wojtek patrzył na mnie z niezadowoloną miną, ale w tej chwili mnie to nie obchodziło. Podeszłam do niego i wtuliłam się w niego.

***

Nawet mnie nie pytajcie! Mam ferie i chyba naprawdę mi się nudzi więc... oto przed wami "Ich Liebe BVB" odsłona druga! 
Jak ktoś chce być informowany to standardowo - twitter, numer gg, adres bloga. ;)