wtorek, 26 lutego 2013

4. Potrzebujesz psychologa? Zgłoś się do Jurgena Kloppa!

Rozdział zawiera fragmenty z "Ich Liebe BVB" część pierwsza, dla tych którzy nie czytali - tekst z tamtego opowiadania jest pisany kursywą. :)

*

Wygranie Winter Cup na tydzień przed rundą rewanżową naładowało piłkarzy Borussii pozytywną energią. Z uśmiechami na twarzach wracali do domów, gdzie mieli zamiar wypocząć, by w pełni sił wrócić następnego dnia do treningów. 
Reus ze smutkiem patrzył, jak jego koledzy witają się ze swoimi dziewczynami, podczas gdy on stał sam jak palec. Westchnął ciężko i zaczął iść w stronę mieszkania, gdy usłyszał za sobą wołanie trenera, który oznajmił mu, że z chęcią go podwiezie. 
Siedząc w samochodzie Jurgen próbował jakoś dotrzeć do swojego podopiecznego, niestety, bezskutecznie. Martwił się o niego,w końcu każdego z piłkarzy czarno-żółtych traktował jak swojego syna. Oni zaś mieli świadomość, że jeżeli mają problem to Klopp zawsze im pomoże.
- Marco, co z tobą? - zapytał zatroskany. - Jak na ciebie patrzę to aż sam popadam w depresję.
- Dziękuję trenerze, za słowa otuchy - odburknął pomocnik BVB. - Kilka dni temu pokłóciłem się z Kają.
- Taa, jak nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o kobietę - zażartował Jurgen. - O co konkretnie poszło?
- Myśli, że ją zdradzam.
- A zdradzasz?
- Trenerze! - oburzył się blondyn. - Nie zrobiłbym tego, przecież ją kocham.
Surowy wzrok skruszył opory Reusa, który w ciągu następnych kilku minut streścił mu wszystko: spotkanie Sary, kłamstwo z urodzinami Marcela, zarzuty Kai. Czterdziestopięcioletni szkoleniowiec Borussii pokręcił głową z niedowierzaniem. W milczeniu dojechali pod wieżowiec, w którym mieszkał reprezentant Niemiec. Pożegnał trenera, wysiadł i już chciał odejść, gdy niespodziewanie Jurgen chwycił go za rękaw, po czym rzekł tonem przypominającym gadkę psychologa:
- Będziesz największym idiotą na świecie, jeżeli stracisz taki skarb jak Kaja.


*


Usłyszałam dźwięk brzęczących kluczy w zamku, a po chwili drzwi otworzyły się. Marco wszedł do mieszkania, ale wcale nie wyglądał na szczęśliwego, mimo wygranej. Postawił torbę na podłodze i powolnym krokiem podszedł do mnie. Kąciki jego ust uniosły się w półuśmiechu, doprowadzając tym moje serce do eksplozji. Ten jego uśmiech słodkiego lovelasa, którym uwiódł mnie w kuchni Lewego podczas naszej pierwszej wspólnej "imprezy".


Siedziałam w kuchni robiąc kolejne kanapki. Co jak co, ale chłopaki to straszne obżartuchy.
- Pomóc ci? 
Jakiż splendor na mnie spłynął, że Reus przyszedł zaoferować swoją pomoc. Śmierdziało tu jakimś podstępem. 
- Daję sobie radę. Smarowanie kanapek masłem wychodzi mi lepiej niż granie na Płaystation - odparłam. Po naszych wyścigowych potyczkach skończyłam na ostatnim miejscu. 
- Trochę nieciekawie rozpoczęła się ta nasza znajomość - powiedział stając koło mnie i zabierając mi nóż. Odłożył go na blat po czym wziął mnie za rękę. Czułam się jakby tymi swoimi oczami chciał przeniknąć do mojej duszy. Kaja, ogarnij się. 
- No co Ty nie powiesz - odrzekłam, starając się nie patrzeć w zielono-piwne tęczówki Marco.
Nie mogłam jednak walczyć ze sobą dłużej i podniosłam głowę, czego od razu pożałowałam. Reus uśmiechał się tak słodko, że aż zęby bolały i chyba czekała mnie wizyta u dentysty.

- Przepraszam - wymamrotał cichym głosem, przytulając mnie do siebie. - Byłem głupi, Kaja. Nie chcę was stracić.
Wtuliłam się w niego i pozwoliłam sobie na upust wzbierających się we mnie łez. Kaja, ty bekso, co ta ciąża z tobą robi? Odsunął się ode mnie, po czym objął moją twarz w dłonie. Delikatnie otarł moje mokre policzki, a po chwili czule musnął moje wargi. 
- Cholera - zaklęłam, przerywając pocałunek. - Jesteś okropną świnią, kłamiesz, krzyczysz na mnie, a następnie trzaskasz drzwiami i zostawiasz mnie samą...
- ... ale?
- Ale i tak cię kocham, idioto.
Reus parsknął śmiechem. Często zachowywał się jak głupek, nie sprzątał po sobie, rzucał rzeczy gdzie popadnie, używał za dużo wulgaryzmów, oglądał dziwne seriale, słuchał Chrisa Browna, chciał spotkać Baracka Obamę, pod prysznicem śpiewał "Call me maybe", a jakby tego było mało to ostatnio miał fazę na Justina Biebera razem z Mario. Nie ma nic gorszego niż wejść do kuchni i zastać swojego narzeczonego wyjącego do piosenki osiemnastoletniego Kanadyjczyka, na którego widok dzisiejsze nastolatki zachodzą w ciążę.
Sumując to wszystko to doszłam do wniosku, że mój narzeczony z pewnością według niektórych zostałby nazwanym frajerem z dziwną fryzurą na głowie, na której widok ktoś mógłby pomyśleć, że ślepy go strzygł*. Pomimo tego nie umiałam bez niego funkcjonować. I nie chciałam sobie nawet wyobrażać, jak wyglądałoby teraz moje życie bez tego blondasa. 


*

Przepraszam was, nie zasługujecie na taki beznadziejny rozdział.
Dziwne, krótkie i nudne jak flaki z olejem, ale muszę przebrnąć przez te nudniejsze części do opowiadania, a potem zacznę mieszać :D. Poza tym już w tym chciałam namieszać, ale przez rozdział u Greliny wpadłam w jakiś romantyczny nastrój :D. Postaram się, aby piątka była ciekawsza, obiecuję! :)
*Nie ma to jak zamieszczać komentarze mojej mamy podczas meczu w rozdziale, taa. :D
Dziękuję wam za wszystkie komentarze, nawet nie macie pojęcia, ile radości mi tym sprawiacie! (:

piątek, 15 lutego 2013

3. Bo najbardziej boli, kiedy rani nas osoba, którą kochamy.

Patrzyłam złowrogim spojrzeniem na Mario, który siedział na kanapie z przerażoną miną, bojąc się że zaraz przejdę do rękoczynów. Spokojnie, Kaja, policz do dziesięciu, a potem porozmawiaj z nim tak, jakbyś chwilę temu wcale na niego nie nawrzeszczała. Zajmuję miejsce obok Gotze i kładę mu rękę na ramieniu.
- Przepraszam - powiedziałam, uśmiechając się do lekko. - Kobiety w ciąży są...
- Agresywne? Złe? Sfrustrowane? Niewyżyte? - próbował zgadnąć, nieco się rozweselając. - Wytłumacz mi, o co chodzi?
- Widziałeś się wczoraj z Marco? - zapytałam wprost. Zdziwienie na twarzy Mario mówiło wszystko: nie miał bladego pojęcia, dlaczego go o to pytam.
- Nie.
- Kontaktowałeś się z nim?
- Nie.
- Zdradza mnie?
- Kaja, co ci się dzieje? - warknął na mnie. - Jeżeli każda kobieta przed ślubem ma takie odchyły to ja nie chcę się żenić.
Puściłam uwagę przyjaciela koło uszu i postanowiłam opowiedzieć mu o wczorajszym strojeniu się Reusa, jego kłamstwie oraz dzisiejszym spotkaniu z Marcelem. 
Piłkarz zdziwił się, nie miał pojęcia czemu Marco tak dziwnie się zachowuje. Obiecał mi, że jeśli się czegoś dowie to natychmiast mnie o tym powiadomi. Zrezygnowana zabrałam zakupy i poszła do domu, z nadzieją że mój narzeczony nadal śpi.


*

Wślizgnęłam się po cichu do mieszkania i poczłapałam do kuchni. Chciałam oderwać się od dręczących mnie myśli, więc zajęłam się robieniem omletów. 
Poczułam ręce blondyna na swoich biodrach. Odwróciłam się przodem do Reusa, który pocałował mnie czule, po czym powiedział:
- Trzeba było mnie obudzić to poszedłbym po zakupy.
- Nie miałam serca tego zrobić - odparłam ze śmiechem. - Uroczo wyglądasz, kiedy śpisz.

Postanowiłam nie ujawniać tego, iż wiem o jego kłamstwach. Doszłam do wniosku, że tak będzie lepiej, poczekam na odpowiedni moment i wtedy go zapytam. Zaczęły łapać mnie wyrzuty sumienia - posądziłam go o zdradę, kiedy w grę mogło wchodzić wiele innych możliwości. Postanowiłam to przemilczeć, uporządkować sobie to wszystko na spokojnie i dopiero gdy będę gotowa to z nim porozmawiam. Póki co musiałam żyć w niepewności i strachu przed tym, że mogę go stracić.


*

Kolejne dni były do siebie bardzo podobne, ze względu na ciągłe treningi Marco przed rundą rewanżową, do tego w weekend wraz z Borussią mieli jechać do Dusseldorfu na Winter Cup. 
Anna przychodziła do mnie niemal codziennie, czasami z kolei to ja przychodziłam w odwiedziny do niej, bądź Błaszczykowskiej lub Piszczkowej. Z utęsknieniem czekałam na powrót Reusa do domu z treningów, czułam się bezpieczniej gdy miałam go przy sobie. Takie nieobecności uświadamiały mi, jak ten człowiek jest dla mnie ważny. 
Leżałam sobie wygodnie z książką na kanapie, gdy niespodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi. Niechętnie zwlokłam się i poszłam zobaczyć, kto zakłóca mi mój piątkowy relaks. Na progu stał Lewandowski z tym swoim uśmieszkiem na twarzy.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam, z powrotem sadzając swój tyłek na sofie. 
- Stęskniłem się, misiu pysiu - odrzekł, robiąc głupią minę, po czym zajął miejsce obok mnie. - Tak na poważnie to przyszedłem do Reusa.
- Nie wrócił jeszcze z treningu.
- Jakiego treningu?
Zmroziło mnie. Kolejny cios w samo serce. Znowu uświadomiłam sobie, jaka naiwna byłam, wierząc we wszystkie jego słowa. Przytuliłam się do Roberta, który głaskał mnie po włosach i próbował mnie jakoś pocieszyć. Bez skutku. Mamrotałam jedynie jakieś zdania bez ładu i składu, coraz bardziej zalewając się łzami. 


*

Miarka się przebrała. Nie miałam zamiaru znosić dłużej tych głupich gierek Marco, zbywania mnie słodkimi słówkami i wodzenia za nos, żebym tylko nie dowiedziała się prawdy. Wolałam porozmawiać z nim teraz, aniżeli czekać aż wróci z Dusseldorfu, bo jeszcze bym się rozmyśliła. 
Krzyki, wrzaski, wyzwiska. Ta "rozmowa" z pewnością nie tak miała wyglądać. Po wszystkim trzasnął drzwiami, mówiąc że idzie do Mario i żebym zadzwoniła, jak zmienię zdanie co do jego rzekomej zdrady.


*


Mdłe to, nie znoszę rozdziałów tego typy, które są wstępem do ważniejszego wątku w opowiadaniu. Robię z Reusa szuję i kłamcę, jestem złym człowiekiem.
Remis na wyjeździe to dobry wynik moim zdaniem. Obrona znowu leżała, jak w meczu z HSV. Dostawałam zawału przez to, co Hummels odwalał, ale zrehabilitował się trochę tą bramką na 2-2. ;)

Ps. Zapraszam was na inne moje blogi:

poniedziałek, 4 lutego 2013

2. Piękne kłamstwo.

Słońce świeciło wysoko na niebie w mroźny, styczniowy dzień. Marco chwilę temu wyszedł z mieszkania Mario i kierował się w stronę swojego mieszkania, gdzie czekała na niego Kaja. Urocza szatynka wprowadziła niemały zamęt w jego życiu, jednocześnie wkradła się do jego serca jak ninja i nie miała zamiaru stamtąd wyjść, a jemu to odpowiadało.
Znienacka poczuł jak zderzył się z kimś niższym od siebie, co przerwało jego rozmyślania o narzeczonej.
- Przepraszam, to moja wina - wymamrotała speszona brunetka. - Marco?
- Sara? - nie mógł uwierzyć własnym oczom. - Jak miło cię widzieć!
Podszedł do niej i przytulili się, jak gdyby minęły całe wieki od ich ostatniego spotkania. Obydwoje wpatrywali się w siebie z zainteresowaniem w oczach.
- Aż sama nie wiem, co powiedzieć - roześmiała się. Powolnym krokiem zaczęli iść w stronę parku. - Co u ciebie?
- Wszystko w porządku, a u ciebie? Co robisz w Dortmundzie?
- Przeprowadziłam się tutaj przed świętami - odpowiedziała, a przy tym ozdobiła swoją twarz uśmiechem.
- Zostawiłaś swoje ukochane Ahlen?
- Kiedyś w końcu musiałam.
Pokiwał głową ze zrozumieniem i zamilkł na moment. Zaczął badawczo przyglądać się dziewczynie, która w przeciągu tych kilku lat nie zmieniła się za wiele z wyglądu i miał nadzieję, że z charakteru też nie. 
- Robisz coś dzisiaj wieczorem? - zapytał niespodziewanie. Sara zerknęła na niego zdziwiona i pokręciła przecząco głową. - Może się spotkamy? Powspominamy dawne czasy i...
- Chętnie - przerwała mu i oblała się czerwienią. 
Wymienili się numerami telefonów i każde z nich poszło w swoją stronę, jak gdyby nigdy nic, a w głębi obydwoje pragnęli ponownego spotkania.


*


Patrzyłam uważnie jak Marco zakładał na siebie czarną koszulę, następnie przeczesał swoją blond czuprynę ręką i odwrócił się przodem do mnie. Zrobił kilka kroków moją stronę, po czym powiedział:
- Nie jesteś zła?
- Pewnie, że nie! - zaprzeczyłam. - Idź i baw się dobrze.
Odnosiłam wrażenie, że Marco jest zestresowany, ale szybko odgoniłam te myśli. Pocałował mnie na pożegnanie i zniknął, zostawiając mnie samą z telewizorem, który miał być moim towarzyszem dzisiejszego wieczoru.
Włączyłam jeden z kanałów sportowych i z ekscytacją wpatrywałam się na to, co dzieje się w Wiśle, gdzie po raz pierwszy w historii tej skoczni odbywał się konkurs Pucharu Świata. Pamiętam ten dzień, gdy tata zabrał mnie do Zakopanego na skoki narciarskie. Byłam wniebowzięta, w końcu mogłam zobaczyć to wszystko z bliska, poczuć tę niesamowitą atmosferę i zobaczyć swoich ulubieńców.
Od tego czasu minęło 5 lat, ale moja miłość do skoków wciąż była taka sama, nieważne, czy miałam lat piętnaście czy dwadzieścia. Każdy konkurs bardzo przeżywałam, emocjonowałam się, cieszyłam gdy moi ukochani skoczkowie wygrywali i płakałam, kiedy coś szło nie tak.
Siedziałam wpatrzona w ekran, jak zaczarowana. Z każdą minutą czułam, że moje serce bije coraz mocniej, że niedługo wybuchnę okrzykiem radości lub łzami smutku.
Dwóch polskich skoczków - Kamil Stoch i Piotr Żyła - znaleźli się w pierwszej dziesiątce, co bardzo mnie cieszyło, zaś na podium stanęli Anders Bardal, Richard Freitag i Rune Velta. Darzyłam sympatią skoczków z Norwegii oraz Niemiec, dlatego też byłam zadowolona z końcowego wyniku.
Zazdrościłam wszystkim zebranym osobom, że mogą tam być, miałam ochotę wsiąść w samolot i jeszcze dzisiaj w nocy polecieć do Krakowa, a stamtąd udać się do Zakopanego, lecz nie mogłam i pozostało mi kibicowanie przed tv. 
Moje powieki stawały się coraz cięższe, kilka minut później zasnęłam na kanapie. Obudziły mnie kroki i trzaskanie drzwiami.
- Cześć, księżniczko.
Blondyn zbliżył się do mnie, po czym wziął na ręce i zaniósł do naszej sypialni. Ułożył na łóżku, a po chwili położył się obok.
- Kocham cię - wyszeptał, głaskając mnie po policzku. 


*

Następnego dnia udałam się wcześnie rano do sklepu po zakupy. Marco jeszcze spał i miałam nadzieję, że kiedy wrócę dalej będzie drzemał. Chciałam zrobić dla naszej dwójki wspólne śniadanie oraz spędzić ten dzień we dwójkę, czego ostatnio nie robiliśmy zbyt często.
Podchodząc do kasy zauważyłam znajomą sylwetkę. Z uśmiechem na twarzy zbliżyłam się do Marcela, by się z nimi przywitać, a przy okazji złożyć mu życzenia urodzinowe.
- Ale ja urodziny mam dopiero za 2 tygodnie - oznajmił mi ze śmiechem. 
- Jak to? - zapytałam zmieszana.
I po chwili dotarło do mnie, jakim Marco jest kłamcą, mówiąc mi wczoraj, że idzie na urodzinową imprezę Schmelzera. Zmieszana wybąkałam przeprosiny, zapłaciłam za zakupy i ruszyłam w stronę mieszkania Mario.


Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na nowy rozdział, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Dziękuję za wszystkie komentarze, po raz kolejny, i pewnie będę wam tak dziękować przy każdym rozdziale. <3