poniedziałek, 29 kwietnia 2013

10. Niedźwiedzie uściski.

Podniosłam powieki i obrzuciłam wzrokiem pomieszczenie - niewielka sypialnia z pomalowanymi ścianami na jasnobeżowy kolor, dwuosobowe łóżko oraz ogromna rozsuwana szafa. Wszystko było na swoim miejscu, a mimo to czułam się dziwnie nieswojo. Przeniosłam wzrok na śpiącego obok mnie blondyna, który prezentował się niezwykle uroczo z potarganą czupryną. Uśmiechając się sama do siebie pogładziłam go delikatnie po policzku, jednocześnie budząc Marco ze snu. Zamrugał kilkukrotnie, nieco zszokowany, po czym spojrzał na mnie.
- Cześć, aniele - przywitał się, obdarzając mnie czułym pocałunkiem. - Jak się czujesz?
- Lepiej - odpowiedziałam nieśmiało. - Mogę cię o coś zapytać?
- Pewnie, pytaj o co tylko chcesz.
- Dlaczego wczoraj przyjechałeś?
- Zadzwoniła do mnie sąsiadka. Powiedziała, że słyszy płacz z mojego mieszkania, więc zebrałem się najszybciej jak tylko mogłem i przyjechałem - wyjaśnił, unosząc kąciki ust ku górze. - Carolin mówiła mi o waszym spotkaniu.
- Oh. - Zwiesiłam głowę zmieszana. - Jesteś zły?
- Czemu miałbym być zły? - odparł. - Może jest mi trochę przykro. Wolałaś wyciągać wiadomości o mnie od innych, zamiast ze mną porozmawiać.
- Byłeś ostatnio zajęty kimś innym - powiedziałam urażona. - Marco, wiedziałeś dobrze, jak trudno było mi się zaangażować po przejściach z Maćkiem.
Zamknęłam oczy, a w mojej głowie pojawiły się wspomnienia sprzed kilku miesięcy. Ostatnio coraz częściej wracałam do tego, jak było dawniej.


- Kogo moje oczy widzą - usłyszałam za sobą. Nie musiałam się odwracać, ten głos poznałabym wszędzie.
- Witaj - ucałowałam go w policzek i wzięłam pod rękę. - Też wybrałeś się na przechadzkę?
- Tak, ale nie sądziłem, że cię tu spotkam - zatrzymał się nagle. - Jak się czujesz?
- Już lepiej - oznajmiłam. - Idziemy dalej?
- Może usiądziemy? Chcę o czymś z tobą porozmawiać.
Pokiwałam głową i przystałam na jego propozycję.
- Posłuchaj - przerwał na moment i westchnął. - Wiem, że dużo ostatnio przeżyłaś, ale chciałbym wiedzieć, co z nami będzie?
- Nie wiem - tylko na taką odpowiedź było mnie stać. - Chyba nie jestem gotowa na żaden związek póki co.
- Jak to? A ja? A to co przeżyliśmy? A nasze plany?
- Zrozum to, że Maciek nie chciał mi nic złego zrobić. Ja go zraniłam, zachowałam się tak, jak on parę miesięcy temu. Okłamywałam go, zdradzałam i skrzywdziłam. Nie czuję się z tym dobrze - wyznałam. Zwiesiłam głowę, bo nie mogłam znieść widoku rozczarowanego Reusa.
- Rozumiem, że gryzą cię wyrzuty sumienia, ale masz prawo być w końcu szczęśliwa - chwycił mnie za rękę i chciał zmusić do tego, żebym spojrzała na niego. - Po prostu musisz zostawić przeszłość za sobą. Mi też nie było łatwo po zerwaniu z Carolin, zwłaszcza, że to ona mnie zostawiła, chociaż już nic do niej nie czułem, bo zakochałem się w tobie a ty byłaś z Maćkiem.
- Nie byłam fair co do niego i źle mi z tym. Poza tym był dla mnie ważny, przeżyłam z nim wiele chwil i nie jestem gotowa. Przepraszam.
Zaczęłam iść alejką w stronę domu. Marco dogonił mnie i zatrzymał.
- A ja to się nie liczę? Pomyślałaś o mnie, o tym co ja czuję? Nie zamierzam być twoją zabawką na gorsze dni, jak było w przypadku waszych kryzysów - stałam jak wryta nie wiedząc co powiedzieć. - Kocham cię i nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować. Jesteś dla mnie najważniejsza.
Zarzuciłam mu ręce na szyje i pocałowałam go.
- Też cię kocham - wyznałam. - Ale daj mi trochę czasu, proszę. Skoro jestem dla ciebie ważna to uszanuj moją decyzję. Nawet jeśli się z nią nie zgadzasz.


- Ale mi również nie jest łatwo. Wiesz już, co przeżyłem z Sarą i Carolin.
- Nie jestem taka jak one. Nie ufasz mi, bawisz się mną, wolisz uciekać do byłych, które cię zawiodły, zamiast być ze mną. Przecież nigdy cię nie okłamałam, ani nie oszukałam. - Poczułam jak zbiera się we mnie szloch. - A nasze dziecko? Ono też się dla ciebie nie liczy?
- Kaja, nie mów tak! - krzyknął Reus. - Dobrze wiesz, jak bardzo kocham ciebie i nasze maleństwo. 
- Jak możesz mnie kochać, skoro mi nie ufasz? Poza tym... - urwałam na chwilę - poza tym, dochodzę do wniosku że to wszystko za szybko się potoczyło.
- Co masz na myśli? - zdziwił się.
- Znaliśmy się raptem kilka tygodni, nic o sobie nie wiedzieliśmy i poszliśmy ze sobą do łóżka. Potem zaręczyny, teraz dziecko - wyjaśniłam. - Może faktycznie powinniśmy od siebie odpocząć. 
Nie czekając na reakcję ze strony Marco szybko musnęłam jego wargi, chwilę później wstałam z łóżka i ruszyłam ku łazience. Ciepła kąpiel była mi teraz potrzebna. Gdzieś po cichu miałam nadzieję, że wraz z wodą zmyją się moje wszelkie problemy. To niestety tak nie działa, szkoda. 
Założyłam bieliznę, a potem ubrana jedynie w biały puszysty szlafrok poszłam z powrotem do naszej sypialni. Marco siedział na brzegu łóżka, jak gdyby czekał na mnie, ale ja to zignorowałam. Obserwował każdy mój ruch, jakby chciał coś z niego wyczytać. 
Blondyn podszedł do mnie z lekkim uśmiechem na twarzy, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca. Cholera, nie rób tego, nie uśmiechaj się, nie odzywaj się. Rozwiązał pasek od mojego szlafroka i położył dłoń na moim nagim brzuchu.
- Cześć, mały lub mała - powiedział - mam nadzieję, że mnie słyszysz. Bardzo cię kocham, wiesz? I twoją mamusię też - to mówiąc podniósł głowę i spojrzał na mnie. - Pamiętaj o tym, nawet jak nie będzie mnie obok.
Zaraz, zaraz, co?!
- Jak to cię nie będzie? - wyrwało mi się.
- Mówiłaś przecież coś o przerwie... - burknął pod nosem. 
- Marco, to wszystko się bardzo pokomplikowało - wymamrotałam. - Nie chcę cię stracić.
Pokiwał smętnie głową, wzdychając ciężko. Był w tak samo kiepskim stanie jak ja, więc doszłam do wniosku, że głupotą byłoby go teraz stąd wypuszczać. Chwyciłam go za nadgarstek, po czym spojrzałam mu odważnie w oczy, choć w środku cała drżałam.
- Zostań. Już na zawsze.


*

Wielkimi krokami zbliżał się rewanżowy mecz Borussii z Szachtarem. Teraz już nie było można było zagrać na remis - determinacja chłopaków osiągnęła apogeum, kciuki zaciskałam z całych sił, a w Dortmundzie nie mówiło się o niczym innym. 
Marco i ja staraliśmy się odbudowywać swoje relacje, po raz kolejny w ostatnim czasie. Dużo rozmawialiśmy, spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę grając w Fifę lub oglądając nasze ulubione filmy. Nawet pogodziłam się z tym, że mój narzeczony jest fanem Justina Biebera, a pójście na jego koncert był tylko kwestią czasu. Nie chciałam jednak cieszyć się zbyt wcześnie, bo zdawałam sobie sprawę, iż Sara tak łatwo nie odpuści. 
Poniedziałkowe popołudnie spędzałam wylegując się na kanapie Lewandowskiego, który w tym czasie krzątał się po mieszkaniu. Odkąd rano do mnie zadzwonił ciągle powtarzał o przybyciu do niego ważnego gościa i prosił, abym przy tym była. Nie mogłam zostawić Bobka w potrzebie i tak oto leżałam w jego salonie, niecierpliwie czekając aż ów gość się pojawi.
Zegarek wskazywał godzinę 18:11, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Usiadłam posłusznie, a Lewandowski pobiegł otworzyć. Chwilę później w pomieszczeniu pojawił się Robert... wraz z Wojtkiem.
- Szczęsny! - krzyknęłam radośnie i rzuciłam się Kanonierowi na szyję. - Ty wielkoludzie, tęskniłam!
- Hirte, za parę miesięcy matką zostaniesz, ogarnęłabyś się w końcu - parsknął śmiechem. Obrażona odsunęłam się od niego, czym wywołałam u niego jeszcze większy uśmiech. - No chodź, mała, tylko żartowałem.
Zachichotałam, po chwili Wojtek zamknął mnie w swoim niedźwiedzim uścisku. Naprawdę mi go brakowało, ale uświadomiłam to sobie dopiero w tamtej chwili.
- A tak w ogóle to co ty tutaj robisz? - zapytałam, gdy już siedzieliśmy w trójkę na kanapie. 
- Wiesz, drużyna jest w Monachium, a ja i tak nie zagram, więc postanowiłem obrać inny kierunek i jestem! - wyjaśnił, zerkając na Lewego. - I co Robercik? 
- Nic, Wojtuś - odparł, szczerząc się do niego. - Na ile zostajesz?
- Już chcesz się mnie pozbyć? Eh, nie dasz mi się sobą nacieszyć...

Zaśmialiśmy się i resztę wieczoru spędziliśmy na wygłupach oraz opowiadaniu sobie dziwnych, aczkolwiek zabawnych historyjek. Hitem wieczoru była anegdotka Wojtka o tym, jak Jack Wilshere zabrał Olivierowi Giroud jego ubrania, przez co ten gonił za nim przez dziesięć minut w samym ręczniku. 
Dochodziła godzina 22, kiedy Robert postanowił pójść na spoczynek. Stwierdziłam, że na mnie też już czas, więc ruszyłam ku wyjściu. 
- Poczekaj, odprowadzę cię - zaoferował się bramkarz Arsenalu i podążył za mną.
Szliśmy w milczeniu w stronę mieszkania mojego i Marco. Cieszyłam się, że mieszkamy niedaleko Roberta, do tego nie wracałam sama, ale z Wojtkiem i to mnie trochę uspokajało. Kątem oka spojrzałam na Kanoniera - uśmiech nie schodził mu z twarzy, odkąd tylko pojawił się w mieszkaniu Lewego. Zaczęłam się głowić, czy ktoś za tym nie stoi, jednak nie chciałam być za bardzo dociekliwa. Jeśli rzeczywiście tak było to mogłam się tylko cieszyć ze szczęścia swojego przyjaciela. Więc dlaczego do cholery, gdy pomyślałam o Wojtku i dziewczynie u jego boku poczułam drobne ukłucie w sercu? 
- Nie jest ci zimno? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos reprezentanta Polski. Pokręciłam przecząco głową. - Jak się czujesz? I jak z Marco?
- Ehh - westchnęłam ciężko, co nie umknęło jego uwadze. - Wolałabym o tym nie mówić.
- Kajka, co jest? - Zatrzymał się i chwycił mnie za rękę. - Nie zmuszaj mnie, żebym cię połaskotał.
- Możemy porozmawiać o tym jutro przed meczem? Wpadnij do mnie to obejrzymy razem, w końcu nie mogę iść na stadion.
- Niech będzie - zgodził się.
Stanęłam na palcach i pocałowałam Wojtka w policzek. Uśmiechnął się szeroko i pociągnął mnie w stronę mieszkania, mówiąc że kto to widział, żeby ciężarna kobieta szlajała się z nieudolnym piłkarzem po Dortmundzie. 


*

O matko, chciałabym tutaj napisać, ale moje wywody byłyby dłuższe niż rozdział. Chcę podziękować wszystkim tym, którzy trzymali za mnie kciuki na egzaminach, bo poszło mi całkiem dobrze, więc raczej nie mam na co narzekać ;). Co do transferu Mario to sama nie wiem, co jeszcze powiedzieć. Jest mi przykro, zwłaszcza jak czytam wypowiedzi Marco, w których mówi, że Goetze i tak będzie jego przyjacielem, że jest dla niego jak brat i będzie nim przez resztę życia :(. 
A jutro drugi półfinał z Realem. Boję się jeszcze bardziej niż tego pierwszego, mimo iż w środę odnieśliśmy piękne zwycięstwo nad drużyną z Hiszpanii. Ahh! Byle do 20:45. :)



W ogóle to mamy nowy bromance - LEWURI! A tutaj urocza fotka z samolotu Goetzeusa i Lewuriego, haha :D.




15 komentarzy:

  1. Twoja grupa wsparcia, czyli Grelcia i Mareczek polecają się na kolejne egzaminy i inne sprawdziany! :** o rozdziale nie piszę bo jest asdfghjkl <3
    G.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie <3 Nawet nie wiesz jak bardzo na to czekałam <3 Zajebiste <3
    Zapraszam Cię do mnie:
    http://improwizacjaw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział. Podoba mi się sposób w jaki piszesz i opisujesz sytuacje. Talentu ci nie brak. Nie kończ z tym. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu dodalas, nie kaz nam tak długo czekać superowyyyy :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebisty!
    Uwielbiam Twoj styl pisania :)
    Czekam na nexta :)
    Zapraszam do czytania, obserwowania i komentowania mojego nowego opowiadania
    http://bvbstory.blogspot.com/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Skoro egzaminy poszły dobrze, to nic ino się cieszyć :P Rozdział jak zwykle genialny, więc nawet nie muszę się powtarzać :333

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest cudowny kocham to dosłownie ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny, boski, cudowny, zachwycający, wspaniały, zajebisty, niesamowity - niepotrzebne skreślić (chcoiaż tu akurat wszystko pasuje).
    Ja naprawdę nie wiem jak ty to robisz, ze tak wciągasz czytelnika, nie można wprost przestać czytać Twoich opowiadań.
    Czekam na więcej ♥
    @bvbiebs

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się, że pojawił się Wojtek! :).
    I od razu okazuje się, że Kaja jest o niego zazdrosna :D.
    Trochę dziwne...Ona musi być już na zawsze z Marco, a Wojtek to tylko przyjaciel! :D
    Na koniec dodam, że również jest mi bardzo smutno z powodu Mario ;(. Nie wyobrażam go sobie w Bayernie...

    OdpowiedzUsuń
  10. jej jakie to jest cudowne co Ty piszesz !
    fantastyczny rozdział ~!
    zapraszam
    http://lewy-go-away.blogspot.com/
    http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. No i co? Zwycięstwa nie ma, Mario też wkrótce nie będzie. Ale jest finał! :D Ah... Co tu dużo mówić? Tyle szczęścia w nieszczęściu :)
    Jeśli chodzi o rozdział to widzę, że sytuacja między Marco, a Kają się trochę unormowała :) Jednak nie wierzę, że Sara da o sobie zapomnieć.
    Podoba mi się jak fajnie łączysz rzeczywistość z opowiadaniem. W inteligentny sposób wprowadziłaś do opowiadania Wojtka, jako że był akurat wtedy w Monachium! Świetny pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne oba blogi... dodałam Cię do czytanych.. zapraszam
    http://just-tonight-i-would-fight.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. cudowne <3 masz talent do pisania!
    zapraszam do mnie: http://zyjemiloscia.blog.pl/
    bardzo mile widziane komentarze ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. missautonomy31 maja 2013 17:02

    Jak ja sie ciesze, ze Marco i Kaja w koncu wzieli sie za siebie i postanowili naprawic swoje relacje. Niech oni zdadza sobie sprawe z tego ze nie moga bez siebie zyc. Kaja ciagle wspomina, jak bylo kiedys. To ze teraz sie to wszystko nieco skomplikowalo, nie znaczy ze nie moze byc z powrotem tak jak wtedy. Wystarczy sie troche postarac, wlozyc w to wiecej serca, szczerosci, zaangazowania, uczuc i zaufania. No dobra, wystarczy tej psychoanalizy :)
    Awwwww, Wojtus, jak milo ze zawitales do Dortmundu! :D dobrze, ze Kaja bedzie miec przy sobie jeszcze jednego przyjaciela wiecej :)
    No prosze prosze, czyzby pan Szczesny faktycznie znalazl sobie nowa wybranke serca, ktora go tak uszczesliwia? Miejmy nadzieje :D
    Ogolnie rzecz biorac, duzo radosci przyniosl mi ten rozdzial, serio :D mowilam, ze teraz juz im dalej, tym lepiej bedzie :3
    Lece do nastepnego :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeszcze raz! Jeszcze raz!

    OdpowiedzUsuń