piątek, 29 marca 2013

7. Jestem Goetze. Mario Goetze.

Czymże jest miłość w czasach dzikiej rozpusty, zakrapianych alkoholem imprez i muzyki skupiającej się wokół dziwek i ich zgrabnych tyłków? W hierarchii wartości zamiast zajmować czołowe miejsce zaczyna krążyć koło środka, by na samej górze królowały pieniądze, seks i używki. Osoby pragnące czegoś więcej ni kolejny romans są na wymarciu. Poczęcie dziecka przestaje być czymś wspaniałym, wręcz przeciwnie - dla przyszłych matek zaczyna być ciężarem, który może przekreślić ich dotychczasowe życie. Dziewczyny w moim wieku biegają na imprezy, nie myślą o przyszłości, żyją chwilą, podczas gdy ja w wieku dwudziestu lat zaszłam w ciążę z piłkarzem jednego z najlepszych klubów Bundesligi.
- O czym myślisz? - zapytał, głaskając mnie po policzku.
- O życiu - odpowiedziałam, patrząc w sufit.
- Podzielisz się ze mną swoimi rozmyślaniami?
- Po prostu... Po prostu rok temu byłam narzeczoną Maćka, mieliśmy wziąć ślub, zamieszkać w domu pod Warszawą, a teraz jestem z Tobą w Dortmundzie.
- Żałujesz?
Spojrzałam na niego z uśmiechem na twarzy.
- Nigdy nie będę żałować - powiedziałam, po czym pocałował mnie czule w usta.
Spokój znowu zawitał do naszego życia. Duży wpływ miała na to niewiedza Reusa o mojej rozmowie z jego pierwszą miłością. Nie mogłam być pewna, czy Marco stanie po mojej stronie lub czy w ogóle mi uwierzy. O wiele łatwiej udawać grzeczną narzeczoną, może nieco zazdrosną, ale mimo to akceptującą obecną sytuację. Marco myślał, że wszystko jest w porządku i skupiał się na grze, bowiem w przyszłym tygodniu Borussia miała polecieć do Ukrainy na mecz z Szachtarem Donieck.

- Kaja, znowu odleciałaś - zaśmiał się blondyn.
- Przepraszam - wybąkałam zmieszana. - Nie musisz czasem iść na trening?

- Wolę zostać z tobą - odparł, po czym zaczął mnie łaskotać.
- Marco, głuptasie!
- Daj buziaka to przestanę - zażądał z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy.
Wywróciłam oczami i ucałowałam pomocnika BVB w czubek nosa. Parsknęłam śmiechem przytulając się do Marco. Było nam dobrze, jak we śnie i jeśli chodziło o mnie - mogłabym tak przeleżeć z Reusem całą wieczność. Niestety, dzwoniący telefon mojego narzeczonego przerwał nam chwile czułości.

- Słucham?... Co ty gadasz?... Moje gratulacje! - ekscytował się. - Trzeba to oblać!
No tak, typowy facet. Dzieje się coś dobrego - trzeba się napić, dzieje się coś złego - tym bardziej trzeba się napić. Z rozbawieniem przysłuchiwałam się rozmowie Dortmundczyka, który rozłączył się kilka sekund potem i z wyraźnym zadowoleniem powiedział:
- No to będziemy mieć baby boom. Cathy jest w ciąży.
- Niemożliwe! - z wrażenia aż wybałuszyłam gały na blondyna. - Będzie mały Hummels, to takie słodkie.
- Słodsze od Reusa juniora? - zapytał urażonym tonem.
- Nikt nie będzie słodszy od Reusa juniora - odpowiedziałam ku uciesze Reusa seniora.

*

Marco postanowił nie iść na trening i cały dzień mieliśmy dla siebie. Przynajmniej taki był plan, lecz wszystko pokrzyżowały odwiedziny Mario i Lewego, którzy uśmiechnięci od ucha do ucha usadowili się na kanapie w salonie. Oczywiście tematem dnia stało się baby boom w Borussii: najpierw ja, teraz Cathy. Jakby tego było mało to Goetze znacząco spoglądał na Roberta, jak gdyby chciał mu dać do zrozumienia, że wszyscy czekają na dziecko jego i Anki. 
Podczas gdy mój luby i Lewandowski zajęli się grą w Fifę, mi udało się zaciągnąć Mario do kuchni, żeby pomógł mi z przygotowaniem obiadu. Pretekst do rozmowy był na tyle dobry, że piłkarz zgodził się nie podejrzewając o co mi tak naprawdę chodzi. 
Wychowanek Borussii usiadł na taborecie grzecznie czekając na moje rozkazy, ale zamiast tego usiadłam obok niego i z poczuciem lęku oznajmiłam:
- Muszę wiedzieć, czy Marco dalej spotyka się z Sarą.
- Mam robić za szpiega? Coś w rodzaju Jamesa Bonda? - zażartował. - Jestem Goetze. Mario Goetze.
- Przestań się wygłupiać, mówię poważnie! - skarciłam kolegę. - Powiedz mi wszystko, co o niej wiesz.
- Poznali się gdy Marco grał w Ahlen. Nie byli parą zbyt długo, bo zaledwie pół roku - przerwał na moment i po chwili opowiadał dalej, ale cichszym głosem. - Dużo się kłócili, ale pomimo to bardzo mu na niej zależało. Trudno się dziwić, to była jego pierwsza dziewczyna.
- I co dalej? Dlaczego się rozstali? - dopytywałam.
- Nie wiem, Marco nigdy o tym nie mówił. Wiem tylko, że niedługo po zerwaniu poznał Carolin, potem przeniósł się do Moenchengladbach - zakończył Mario.
- A teraz? Widują się ze sobą?
- Nie mam pojęcia.
Westchnęłam ciężko i schowałam twarz w dłonie. Mario przytulił mnie do siebie chcąc dodać mi otuchy. Spojrzałam na przyjaciela z wdzięcznością, szepcząc mu do ucha "dziękuję". 

*

W poniedziałek popołudniu wraz z kilkoma innymi "WAGs" pojawiłam się na lotnisku, by pożegnać się ze swoimi mężczyznami oraz zmotywować ich przed meczem z ukraińskim klubem. 
Blondyn tulił mnie do siebie, a przy tym cały czas powtarzając że gdy wróci to uczcimy porządnie walentynki, które były w czwartek, dzień po spotkaniu z Szachtarem. Nie znosiłam rozłąki z bliskimi osobami, zwłaszcza z Reusem. Wiedziałam na co się muszę przygotować będąc z nim, nikt nie mówił że będzie łatwo. Odsunęłam się od Marco, by móc na niego spojrzeć. Blondyn uśmiechnął się szeroko, po czym pocałował mnie w czoło.
- Cathy, ledwo co się dowiedziałaś o ciąży, a tu już ci Mats ucieka - zaśmiał się Mario.
- Ciąży? - zdziwiła się Cathy. Odwróciła się w stronę Hummelsa i spojrzała na niego wilkiem. - Coś ty znowu odwalił?!
- Nic takiego - wymamrotał brunet z miną niewiniątka.
Pierwszy śmiechem wybuchł trener Jurgen Klopp, a wraz z nim roześmiali się pozostali piłkarze Borussii oraz ich wybranki. 

*

Krótkie, nudne i nic się nie dzieje, ale jak to bywa trzeba pisać tak zwane "zapchaj dziury". Przepraszam, że dodaję rozdział tak późno, ale w ciągu tych dwóch tygodni dwa razy siedziałam w domu chora, do tego miałam problemy z komputerem i nie miałam za bardzo weny. 
Z tego miejsca chcę życzyć Wam radosnych i wesołych świąt Wielkanocnych, smacznego jajka oraz mokrego dyngusa! <3 (Chociaż patrząc na pogodę za oknem raczej czeka nas bitwa na śnieżki :D).

piątek, 15 marca 2013

6. Tatusiowe cieszynki wyrażają więcej niż tysiąc słów.

Mama zawsze mi powtarzała: musisz być ostrożna w stosunku do nowo poznanych osób, bo nie znamy dnia ani godziny, kiedy wepchną nam nóż w plecy. Poszłam więc za radą mojej rodzicielki i z wilczym spojrzeniem przyglądałam się pannie Sarze, która za wszelką cenę chciała dowieść mi, że Marco jest tylko dobrym kolegą. Pomińmy to, iż cały czas patrzyła na niego maślanymi oczkami. Gdyby mogła to już dawno wywaliła by mnie na zbity pysk, by pobyć z Mareczkiem sam na sam. Mój świetny humor szlag trafił, za sprawą tej małej pindzi, która rozmawiała z Reusem o sobotnim meczu z Werderem. 
- Mam nadzieję, że uda ci się strzelić bramkę. - Zerknęła na mnie i uśmiechnęła się. - Wszyscy czekają na to, gdy ogłosisz całemu światu o narodzinach waszego malucha. - dodała po chwili.
Malucha! Kto jej dał prawo, żeby tak mówić o moim dziecku? Tylko ja mogłam nazywać mojego brzdąca maluchem, a ta maniura niech sobie nie wyobraża, że wiedzą na temat piłkarskich cieszynek zdobędzie Marco. 
- Też mam taką nadzieję - powiedział po chwili blondyn, spoglądając na mnie. - Niech wszyscy wiedzą, jakim jestem szczęściarzem.
O ludzie, rzygam tęczą, jadąc na moim jednorożcu do krainy 69 wróżek. To wcale kochany nie brzmiało, jakbyś na siłę chciał zatuszować to, jaką masz chcicę na Sarę, wcale.
- Będę się już zbierać, robi się późno - oznajmiła, wstając z fotela. Nareszcie dotarło, że nie jest tu mile widziana! Zajęło jej to dwie godziny i siedemnaście minut, ale ważne że w ogóle to zrozumiała. - Miło było cię poznać, Kaja. - Blee, pani już dziękujemy, odezwiemy się do pani kiedy przylecą kosmici i będę potrzebowała tarczy do obrony przed ich pociskami. 
Brunetka wyszła z mieszkania, zostawiając nas samych. 
- Wyjaśnij mi, po co był ten cyrk? - zapytałam, gdy usiadł obok mnie na kanapie.
- Jaki znowu cyrk? Zaprosiłem ją, żeby ci udowodnić, że Sara nic dla mnie nie znaczy - odpowiedział.
- Marco, nie osłabiaj mnie. Jeżeli twoim zdaniem mizdrzenie się jakiejś panny do ciebie w mojej obecności jest oznaką tego, że nic się nie dzieje, to z przykrością muszę stwierdzić, iż mój narzeczony jest ślepy i głupi - wycedziłam ze złością.
- Ona się nie mizdzy, po prostu była miła! 
- Tak, to naprawdę miłe z jej strony, że z tobą flirtuje przy mnie. Nie muszę przynajmniej przeszukiwać twojej poczty, by znaleźć dowody na wasz romans, bo podrywa cię na moich oczach.
Reus powoli tracił cierpliwość do mnie i moich uprzedzeń w stosunku do Sary. Zamiast odpowiedzieć na moją pełną jadu zaczepkę do kłótni, wolał włączyć telewizor i mnie zignorować. Urażona jego indyferentną* postawą poszłam do naszej sypialni, by zalewać się łzami z wściekłości. Kaja, kretynko, scenami zazdrości go przy sobie nie zatrzymasz.

*


- Mamy dopiero 9 minutę meczu, a Borussia Dortmund już wychodzi na prowadzenie po golu Marco Reusa, ale... zaraz, chwila! Tak, wzrok państwa nie myli! Reus spodziewa się dziecka. Ciekawe, czy jeśli urodzi się syn to czy pójdzie w ślady ojca.


*


Na wszystkich kibiców Borussii pozytywnie wpłynęła wygrana ich zespołu. Był to dobry prognostyk na rundę rewanżową Bundesligi oraz nadchodzący wielkimi krokami mecz z Szachtarem Donieck. 
Z początku byłam sceptycznie nastawiona do tego, by Marco celebrował zdobytego gola, ogłaszając przy tym wszystkim wesołą nowinę. Zmieniłam zdanie w chwili, gdy blondyn w przypływie radości zaczął ssać kciuka, po czym wpadł w objęcia kolegów. Poczułam szczęście, jakby ciężar spadł z moich bark. Byłam świadoma tego, że przed nami jeszcze długa droga, ale miałam nadzieję, że będzie warto. Ba! Byłam tego pewna, mimo iż obecnie musieliśmy rozprawić się z ciężącymi nad naszymi głowami problemami.
Mecz z Werderem oglądałam, ku mojemu niezadowoleniu, w domu przed telewizorem. Gdyby nie okoliczności w jakich się znalazłam z pewnością byłabym teraz w Bremie. Byłam dopiero w trzecim miesiącu ciąży, ale Reus to uparciuch i zakazał mi latać z aparatem w rękach do czasu rozwiązania. Bez mojego maleństwa i niesamowitej atmosfery Signal Iduna Park czułam się, jak w klatce, bo w rzeczywistości trochę tak było - Marco cechował się działającą mi na nerwy nadopiekuńczością. Z jednej strony lubiłam jak był troskliwy, zaś z drugiej miałam go dość. Podobnie jak Mario i Lewy - ten drugi potrafił dzwonić do mnie dwa razy dziennie, nawet moja własna matka tak wszystkiego nie wyolbrzymiała jak ta święta trójca. Ale kochałam tych wariatów i wybaczałam im wszystkie przewinienia.
Dźwięk telefonu przerwał mi oglądanie pasjonującego filmu o rozmnażaniu się zebr na National Geographic. Niechętnie podniosłam się z miejsca, by pofatygować się do aparatu. Podniosłam słuchawkę i przytknęłam ją do ucha.
- Słucham?
- Witaj. Dzwonię, by ci oznajmić, że twój związek z Reusem to tylko kwestia czasu - głos Sary przyprawił mnie o napad furii. 
- To ma być groźba? Myślałam, że pomimo ptasiego móżdżku stać cię na coś lepszego - odparłam wściekle. - Trzymaj się z dala od nas, bo pożałujesz.
- Słonko, jesteś taka urocza, a jednocześnie taka naiwna - dziewczyna zaśmiała się kpiąco. - Do zobaczenia niebawem.
Nie zdążyłam nic już odpowiedzieć, bo Sara w tej chwili się rozłączyła, pozostawiając mnie z natłokiem myśli i złością krążącą w moich żyłach.

*

Witajcie, a więc oddaję w wasze ręce 6 rozdział z nadzieją, iż wam się spodoba, pomimo tego że jest krótki. :D Znowu choruję, więc miałam czas na napisanie, przy okazji obejrzałam losowanie par 1/4 LM i jestem zadowolona, bo patrząc na grupę śmierci i 1/8 Malaga wydaje się być łatwiejszym zawodnikiem, ale nie można jej lekceważyć :). 
Po raz kolejny dziękuję za wszystkie miłe komentarze pod rozdziałem oraz tweety. Jesteście niesamowici, naprawdę! 
Jeszcze jedna rzecz: jak widzicie pojawił się spamownik, więc jeśli chcecie zostawić adres bloga, powiadomić o nowych rozdziałach to róbcie to tam, pod rozdziałem chcę tylko opinie dotyczące moich "wypocin". :) No i jakbyście mieli jakieś pytania: twitter - @xsleezesister i ask.fm/karrolajn
*indyferentną - obojętną

czwartek, 7 marca 2013

5. Panie z mięsnego lubią się patrzeć na Piszczka.

Spiorunowałam go wzrokiem, starając się nie wybuchnąć histerycznym płaczem. Zacisnęłam dłonie w pięści i z wściekłością uderzałam w klatkę piersiową blondyna, który nie odpierał moich ataków. Czekał aż się uspokoję, przez kilka następnych sekund przyjmował moje ciosy. Po dłuższej chwili, gdy wyładowałam już swoją wściekłość, wykrzyczałam wiązankę gorzkich słów, używając najróżniejszych epitetów.
Kto by pomyślał, że zaledwie 2 dni temu między nami zapanowała sielanka rodem z "M jak miłość", a teraz znowu kłócimy się jak Cześnik z Rejentem?
- Ty pieprzony kłamco! Jesteś tchórzem, nawet nie miałeś odwagi żeby mi powiedzieć, że mnie zdradzasz.
- Nie zdradziłem cię! - wrzasnął, dobitnie podkreślając każde słowo. - Wiem, nie powinienem cię okłamywać. Przykro mi, żałuję tego.
- Skąd mogę mieć pewność, że teraz nie kłamiesz? - warknęłam, robiąc krok w tył, by zachować dystans między nami.
- Kaja, wybacz mi. Tylko ty się dla mnie liczysz.
- Kurwa, przestań! Mam dość tego!
Zacisnęłam wargi i wzięłam głęboki oddech. Założyłam buty, kurtkę, chwyciłam torebkę i opuściłam mieszkanie. Musiałam ochłonąć. Wyjęłam komórkę, po czym zadzwoniłam do Błaszczykowskiego.
- Zaraz po ciebie przyjadę.
Usiadłam na pobliskiej ławce, czekając na przybycie Kuby. Jedna samotna łza spłynęła po moim bladym policzku, lecz natychmiast ją otarłam. Mętlik w mej głowie narastał z każdą minutą, nie dając mi ani chwili wytchnienia.
Słońce świeciło wysoko nad Dortmundem, mimo iż był środek zimy. Zasypane śniegiem ulice bynajmniej nie napawały optymizmem, każdy z utęsknieniem czekał na przyjście wiosny. Każda pora roku miała w sobie urok, przez co każdą lubiłam na swój sposób. W wakacje pragnęłam zimy, którą uwielbiałam przez wzgląd na święta Bożego Narodzenia, skoki narciarskie oraz lecący z nieba biały puch. Z kolei w zimie tęskniłam za latem, słońcem, 25 stopniami na termometrze oraz wakacjami.
Z letargu wyrwało mnie wołanie Błaszczykowskiego, który zmierzał w moim kierunku w towarzystwie Piszczka. No tak, mogłam się domyślić - tam gdzie Kuba, tam musi być też Łukasz. Podobnie zresztą było z Mario i Marco. Szybko odgoniłam od siebie tę myśl, nie mogłam się teraz rozkeić. Przywdziałam na twarz szeroki uśmiech i podreptałam do piłkarzy Borussii, których przywitałam całusem w policzek.
- Co to za pilna sprawa, Kajka? - zapytał Łukasz, przyglądając mi się uważnie. - Jest zdecydowanie za wcześnie, żeby cię wieźć na porodówkę.
- Oj, Piszczuś, takie suchary zachowaj dla siebie - skarcił kolegę Kuba.
- Mam dość siedzenia w domu, chcę się jakoś rozerwać! - oznajmiłam ochoczo.
Popatrzyli po sobie, a potem na mnie. Chyba pomyśleli, że ta ciąża rzuciła mi się ma mózg i ześwirowałam. Pieprzyć to! Nie zamierzałam się tym przejmować.
- Może wpadniemy do Nuriego?
- Dobry pomysł! - Kuba wyszczerzył się. - Czasem wpadasz na niezłe pomysły, Piszczek.
- Nie słodź mi tak, bo się speszę - odparł i cała nasza trójka wybuchnęła śmiechem.
Nuri Sahin był nazywany przez media "synem marnotrawnym". Odszedł w 2011 roku do Realu, ale przez kontuzje oraz brak zaufania ze strony trenera zmusiły go do szukania nowych wyzwań. Trafił do Liverpoolu, niestety, tam również się sprawdził. Po tułaczce między Dortmundem, Madrytem a Liverpoolem, postanowił wrócić na stare śmieci. Póki co został wypożyczony na 18 miesięcy, ale Borussia wyrażała chęć zakontraktowania go na dłużej.
Nie miałam okazji go poznać, więc ucieszyłam się, kiedy Łukasz zaproponował żebyśmy go odwiedzili. Zapakowaliśmy się do samochodu byłego piłkarza Wisły Kraków i po kilku minutach pędziliśmy w stronę domu Sahina.
Z zainteresowaniem przyglądałam się miastu, które oddychało piłką nożną. Widać było tę radość kibicowania, po kilku tygodniach przerwy wracali do "domu", na Signal Iduna Park, by wiernie kibicować swojemu ukochanemu klubowi. Z uśmiechem na twarzy wspominałam mój pierwszy mecz Borussen. Zapadł mi w pamięć między innymi z tego względu, że tego wieczoru poznałam Caroline, moją ówczesną rywalkę o serce Reusa.
Nie minęło piętnaście minut, a znaleźliśmy się pod okazałym wieżowcem, w którym mieszkał Nuri.
Brunet widząc nas był nieco zaskoczony, ale spostrzegłam bijący od niego optymizm, którym miałam nadzieję mnie zarazi.
- Rozgośćcie się - powiedział, po czym zostawił nas w niewielkim, aczkolwiek przyjemnym salonie. Zajęliśmy miejsca, a chwilę później Nuri siedział obok mnie na sofie. - Cieszę się, że mogę cię w końcu poznać.
- Też się cieszę - odparłam, uśmiechając się do niego.
Naszą pogawędkę przerwał krzyk dobiegający z jednego z pokoi. Sahin zerwał się i z szybkością geparda pobiegł do pomieszczenia, w którym było słychać płacz dziecka.
Po upływie kilku minut zawodnik BVB przyszedł do nas z... małym chłopcem na rękach.
- Omer, popatrz kto do ciebie przyszedł - zwrócił się do malca.
- Kaja jest w szoku. - Zarechotał Piszczek.
- Nie miałam pojęcia, że masz syna!
Chłopaki parsknęli śmiechem. Podczas gdy Kuba razem Łukaszem na polecenie Nuriego udali się do sklepu, ja zostałam z gospodarzem i z uwagą przyglądałam się jak z czułością obchodzi się ze swoim synkiem.
- A ty już wiesz, czy urodzisz chłopca czy dziewczynkę? - zapytał, zerkając na mnie.
- Jeszcze nie, zresztą doszliśmy z Marco do wniosku, że nie chcemy wiedzieć - odparłam. 
- Wiesz, nie znam Marco zbyt dobrze, ale on za tobą szaleje - wyznał mi pomocnik reprezentacji Turcji. - W sposób jaki opowiada o tobie przemawia sam za siebie.
Oszołomiona wpatrywałam się w niego, później przeniosłam wzrok na Sahina juniora, którzy przyglądał mi się swoimi niebieskimi oczętami. 
"Ciekawe, jak będzie wyglądać dziecko moje i Reusa" - przemknęło mi przez myśl, ale nie chciałam o nim teraz myśleć, bo w tej chwili do mieszkania wpadł rozradowany Błaszczykowski z naburmuszonym Piszczkiem.
- Zostawił mnie w sklepie i pojechał! Dopiero jak do niego zadzwoniłem to się po mnie wrócił! - oświadczył z wyrzutem Łukasz. - Te panie z mięsnego się tak dziwnie na mnie patrzyły...
- Może lubią! - zawołał Kuba.
Zaśmiałam się wesoło. W towarzystwie kogoś takiego jak oni nie sposób się nudzić i smucić.


*


Spędziłam świetne popołudnie w towarzystwie piłkarzy Borussii, a teraz przyszedł czas na konfrontację z Reusem. Pełna obaw nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. 
Siedziała obok niego z zalotnym uśmieszkiem na twarzy. Jego wzrok natychmiastowo przeniósł się na mnie, na co brunetka od razu zareagowała.
- A więc to ty jesteś Kaja! Miło mi, jestem Sara.


*



Nie zasługuję na was, na takich cudownych czytelników. Dziękuję wam, że czytacie tą breję, które ostatnimi czasy się kupy nie trzyma, ale ostatnio siedzę po 8 godzin w szkole, a niedługo w niektóre dni nawet będę po 9, bo mam projekt unijny i pozapisywałam się na dodatkowe zajęcia, jakby mi było mało nauki, a egzaminy za ponad miesiąc.
Jestem taka dumna z BVB, wiedziałam że im się uda! Teraz czekam na wynik meczu Barca-Milan oraz na piątkowe losowanie. :)
Pytania? ask.fm/karrolajn